Post coitum…
Wednesday, November 5, 2008
…omne animal triste est.
Zawsze mnie ta sentencja zastanawiała. Dlaczego stworzenia po stosunku miałyby być tak bezwzględnie smutne? Okazuje się jednak, że etymologia może pomóc spojrzeć na nią w nieco innym świetle.
Angielskie słowo sad - smutny – pochodzi od staroangielskiego saed, oznaczającego “syty, zaspokojony, nasycony”. Podobne słowa oznaczające mniej więcej to samo – uczucie spełnienia, nasycenia znajdujemy także w niemieckim – satt - czy duńskim – zad. Jest też łacińskie satis (dość, wystarczy) litewskie sotus, czy staroirlandzkie saith. Wszystkie one mają swe źródła w praindoeuropejskim rdzeniu sa- “zaspokojony, zadowolony”.
Wedle badaczy znaczenie słowa sad ewoluowało przez “ociężały” (pomyślmy tu o najedzonym człowieku), “ciężki”, “bardzo czymś zmęczony” i dopiero w okolicach roku 1300 nabrało sensu “nieszczęśliwy”. Inni wskazują, że z “ciężkiego” stało się “niezłomnym, twardym” po czym “poważnym” od którego też do smutnego nie jest już daleko. Nowoczesne znaczenie sad wyparło staroangielskie unrot - zaprzeczone rot oznaczające “radosny, wesoły”.
Sad może też oznaczać “nędzny, żałosny” i to znaczenie notowane jest w angielskim od roku 1899.
Związek narzuca się prawie od razu. Post coitum omne animal triste est znaczyłoby więc zarazem, że stworzenia po stosunku są smutne ale zarazem zaspokojone. Jest tylko jedno ale – nie mamy jeszcze pewności, co do etymologii łacińskiego tristis. Co więcej pobieżne przejrzenie źródeł wskazuje, że etymologia ta nie została ustalona. Choć jest ślad prowadzący do czasownika tero oznaczającego trzeć, ścierać, zużywać. I tu nasze pokrewieństwo zaspokojenia ze smutkiem spłyciłoby się w skojarzeniu ze smutkiem fizycznego zużycia, wyczerpania .
Co ciekawe – Spinoza napisał w Tractatus de Intellectus Emendatione (ok. 1656-61):
Nam quod ad libidinem attinet, ea adeo suspenditur animus, ac si in aliquo bono quiesceret; quo maxime impeditur, ne de alio cogitet. Sed post illius fruitionem summa sequitur tristitia, quae si non suspendit mentem, tamen perturbat et hebetat.
Co możemy z grubsza oddać jako:
Co się zaś tyczy zmysłowej przyjemności, to rozum nurza się w niej bez reszty jakby w czymś prawdziwie dobrym i nie jest w stanie zająć się niczym innym poza nią. Po spełnieniu jednakże ogarnia go najwyższy smutek, który co prawda nie zawiesza wszelkiego myślenia, niemniej mąci je i przytępia. (tłum. G.K.)
To wydaje mi się być kolejnym przyczynkiem do “teorii tożsamości spełnienia i smutku”. zauważmy bowiem, że charakteryzujące spinozjańską summa tristitia “mętność i przytępienie myśli” występuje również po sutym posiłku. Być może więc dawni ludzie za naturalny (a zatem i radośniejszy) stan uznawali nie-nasycenie? Podczas, gdy spełnienie – rozleniwiające, osłabiające instynkty i umysł – powolne i ociężałe, nieruchome uważali za smutne?