Małą czarną, Joe?

Jakiś czas temu – przy okazji oglądania któregoś z amerykańskich seriali, częściowo odpowiedzialnych za chwilowy*  przestój bloga – uderzyło mnie, że zdarza się towarzyszom zza oceanu określać kawę mianem “joe“. Joe? – pomyślałem – Joe jak imię? Ale dlaczego? Oczywiście zaraz potem rozdzwoniły się telefony transoceanicznych agentów i korespondentów KOS-a. Oto, co w rzeczonej sprawie zostało ustalone przez tych męskich mężczyzn i kobiece kobiety, poświęcających swe oczy i ogólnie pojęte zdrowie na rzecz szerzenia wiedzy o początkach angielskiego słownika:

Teoria pierwsza: Żył, był sobie w Ameryce, kraju możliwości wszelakich, dziennikarz i wydawca nazwiskiem Josephus “Joe” Daniels (18 maja 1862 – 15 stycznia 1948). Z przekonania demokrata – aczkolwiek postać co najmniej wieloznaczna. Między innymi – dowodząc wydawaną w Raleigh gazetą “News & Observer” – by podreperować fatalne wyniki partii demokratycznej, stanął na czele kampanii pod hasłem “White Supremacy” (Supremacja białych), dowodzącej iż rasa biała pod wszelkimi względami przewyższa każdą inną. Metody, metodami – skutek został osiągnięty. W roku 1912 prezydentem USA został demokrata Woodrow Wilson, który w ramach podziękowań za wierność sprawie mianował Danielsa sekretarzem marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych (1913).  Kadencję Joe na tym stanowisku pamięta się z kilku powodów.  Między innymi, dopuścił do służby w marynarce wojennej USA kobiety, a także zakazał uprawiania prostytucji w promieniu 5 mil od jakichkolwiek baz floty. To drugie doprowadziło swoją drogą w 1917 do likwidacji Storyville, “dzielnicy czerwonych latarni” Nowego Orleanu. Dla nas jednak najbardziej istotny jest wydany przez imć Danielsa Rozkaz 99 (1 czerwca 1914) – zakazujący wnoszenia i używania na pokładach statków marynarki wojennej jakichkolwiek napojów alkoholowych. Do momentu wydania owego rozkazu oficerowie mogli cieszyć się trunkami w swej mesie, a jeszcze wcześniej, wyskokowymi kordiałami posilali się także niżsi rangą marynarze. Szczegółową historię dziejów procentowych napojów i US Navy można poczytać tutaj. I tutaj właśnie niektórzy upatrują pochodzenia interesującego nas użycia imienia Joe. “A cup of joe”/ “Filiżanka kawy” miałaby być po prostu najmocniejszym trunkiem dostępnym marynarzom na mocy decyzji “Joe” Danielsa.

To jednak jest mało prawdopodobne. Rozkaz “Joe” Danielsa uderzył bowiem wyłącznie w oficerów, podczas gdy szeregowi marynarze nie mieli – decyzją Kongresu -  dostępu do alkoholu już od 14 lipca 1862. Wspaniały prezent z okazji francuskiego święta narodowego. ..

Teoria druga: głosi, że “joe” jest zniekształconą formą jednego lub dwóch dawniej już stosowanych określeń kawy. Java i jamoke. To ostatnie samo w sobie jest zbitką słów “java” i “mocha“. “Java” to po polsku po prostu Jawa – wyspa z której pochodziła większość konsumowanej w USA kawy, a “mocha” to nasza własna, polska mokka - stąd właśnie, ze słowa “jamoke” wymawianego pospiesznie “dzamouk” mógł wziąć się tytułowy “joe“.

I wreszcie dochodzimy do teorii numer trzy: otóż “joe” to między innymi polski “Jaś” tudzież “Jan Kowalski” – przeciętny obywatel, szarak. (Dla jasności przypominam, że imię Joe, to tak naprawdę odpowiednik Józka, Jan to mimo wszystko John). Podobne zjawisko widać w wyrażeniach typu G. I Joe (wojak), Holy Joe (osoba duchowna, dowolnego wyznania) lub właśnie “the average joe” – szeregowy, niczym się nie wyróżniający facet. Z tej perspektywy kawa byłaby napojem wszystkich, osób dowolnego stanu czy majętności – paliwem zarówno bogaczy jak i biedoty.

Wedle teorii ostatniej:  “Joe” miało się stać “kawą” pod wpływem napisanej przez Stephena Fostera – (nam znanego chyba głównie dzięki “Oh, Susana“) ojca amerykańskiej piosenki (sorry, Dylan) – piosenki “Old black Joe“. Tutaj decydujące miało być skojarzenie “typowego Murzyna”, czarnego, z kolorem kawy. Problemem tej sugestii jest fakt, iż w piosence nie ma ani jednej wzmianki o kawie… Ponadto, pieśń powstała w drugiej połowie  XIX wieku, a termin “joe” upowszechnił się w latach trzydziestych wieku XX…

Ale kto wie?

———-

* – bo czymże jest rok w obliczu wieczności?