Roztargniony pastor czyli gra półsłówek

Istnieje pewien rodzaj błędu językowego, popełnianego świadomie lub nie, którym zabawiają się zarówno Anglosasi jak i my nad Wisłą. W klasycznej formie polega on na zamianie miejscami dwóch początkowych sylab bądź dźwięków w wyrazach, przez co zyskują one nowe, humorystyczne  znaczenie. W zasadzie powinienem tu przytoczyć kilka przykładów z pięknej mowy polskiej, ale uczciwie przyznaję, iż nie byłem w stanie wymyślić żadnego samemu, a rodacy – niezwykle sprawni w tej grze – wymyślają jak się wydaje same mało przyzwoite przykłady. Dość rzec, że w naszym języku nazywamy ów błąd/zabawa nosi nazwę gra półsłówek, które to określenie jest jednocześnie grą półsłówek samą w sobie.

Tymczasem w angielszczyźnie gra półsłówek nosi nazwę spoonerism (istnieje też polskie, mało popularne słowo spuneryzm). Określenie to zawdzięczamy niejakiemu Williamowi Archibaldowi Spoonerowi (22 lipca 1844 – 29 sierpnia 1930), któremu wieść gminna przypisuje częste popełnianie owego przejęzyczenia.

Spooner -  jegomość niezwykle wykształcony, człowiek który przeszedł niemal wszelkie możliwe stopnie kariery na uniwersytecie w Oksfordzie, duchowny, wykładowca historii starożytnej, filozofii i teologii – był osobą wyróżniającą się pod wieloma względami.  Począwszy od wyglądu – był niskim albinosem o różowej twarzy, marnym wzroku i głowie nieproporcjonalnie dużej w stosunku do reszty ciała – przez intelekt, niebywałą uprzejmość i gościnność, poświęcenie obowiązkom i mądrości. Poza jednak tymi wszystkimi cechami miał też inną – otóż był niesłychanie roztargniony. Przykład? Pewnego razu podszedł do kolegi i zaprosił go na herbatę, którą zamierzał urządzić na cześć nowego pracownika wydziału archeologii, Stanleya Cassona.

- Ależ drogi panie – odpowiedział zmieszany zagadnięty – to ja jestem Stanley Casson.

- Nic nie szkodzi – stwierdził Spooner – Proszę mimo wszystko przyjść.

Innym razem, gdy jego żona (jak widać roztargnienie nie przeszkodziło mu w ożenku) zraniła się nożem w palec, znajomi na przyjęciu zapytali, czy biedaczka uszkodziła sobie rękę trwale.

- Owszem, trwale. Na pewien czas – odparł Spooner.

Zdarzało się mu również na przykład, że po rozsypaniu soli na stół, polewał ją winem dla wywabienia plam.

Pomimo tego, jak widzimy, nie ma to wiele wspólnego ze spuneryzmami czy grami półsłówek. Jeszcze jednak za życia naszego bohatera przylgnęła do niego fama osoby popełniającego podobne przejęzyczenia raz po raz, a rozrywka polegająca na ich tworzeniu, stała się popularną zabawą wśród oksfordzkich żaków. Sam Spooner nie był tą opinią zachwycony. Pewnego wieczora rozochoceni studenci zebrali się przed jego oknem i głośno domagali się, by do nich przemówił.

- Wy tu nie przyszliście wysłuchać mowy – odezwał się Spooner, otwierając okno. – Chcecie po prostu usłyszeć jedną z tych… rzeczy.

Z legendą, nawet własną, ciężko jednak wygrać i nie udało się to również naszemu uczonemu. Oto krótka lista przypisywanych mu spuneryzmów.

  • “Blushing crow” (rumieniąca się wrona) zamiast “crushing blow” (miażdżącego ciosu)
  • “A well-boiled icicle” (dobrze wygotowany sopel) zamiast “well-oiled bicycle” (dobrze naoliwionego roweru)
  • Toast wzniesiony na cześć “our queer dean” (naszego homoseksualnego dziekana)  zamiast na cześć “our dear queen” (naszej drogiej królowej)
  • Kiedy upuścił nakrycie głowy, zdziwił się: “Will nobody pat my hiccup?” (Czy nikt nie poklepie mojej czkawki?) zamiast “Will nobody pick my hat up?” (czy nikt nie podniesie mojego kapelusza?)
  • Przychodząc do dziekana Oksfordu spytał: “Is the bean dizzy?” (Czy fasolka jest wstawiona?) zamiast “Is the dean busy?” (Czy dziekan jest zajęty?)
  • Przemawiając do rolników, zwrócił się do nich “ye noble tons of soil” (Wy szlachetne tony ziemi) zamiast “ye noble sons of toil” (Wy szlachetni synowie trudu.)

Po śmierci Spoonera “Times” napisał, że “odszedł człowiek, który nie bał się rozmawiać”.

Ze spuneryzmami związana jest również pewna, szczególnie Polaków interesująca ciekawostka. Otóż spoonerism ma po angielsku jeszcze jedną nazwę – marrowsky. Słowo to polskiemu uchu od razu wydaje się znajome i rzeczywiście, istnieje wersja wedle której wywodzi się od nazwiska pewnego polskiego hrabiego, znanego w kręgach londyńskiej socjety.  W roku 1923, w lingwistycznym kwartalniku oksfordzkim “Notes and Queries”, pojawiła się sugestia iż szlachcicem tym miał być niejaki Józef Boruwłaski (1739 – 1837),*   mierzący sobie 71 centymetrów karzeł, znany także jako Joujou, osoba zapewne niskiego pochodzenia (tytuł hrabiego był wśród polskiej szlachty zakazany), znana na kilku europejskich dworach. Tezy tej jednak nie udało się nigdy potwierdzić, podobnie jak nie ustalono kim mógł w istocie być tajemniczy hrabia Marowski.

——-

* – osobom władającym angielskim polecam lekturę anglojęzycznego artykułu na temat Borusławskiego, zabawna historia.