Czerwona wyspa

Nie, to nie będzie wpis traktujący o polityce gospodarczej i kryzysie. Jedną z korzyści grzebania się w słowach jest właśnie to, że można od map, premierów i kolorów odpocząć. Dziś kontynuujemy etymologiczną podróż po Stanach Zjednoczonych i trafiamy do stanu, który naraz nosi najdłuższą oficjalną nazwę i posiada najmniejsze terytorium ze wszystkich stanów USA. Panie i panowie, jesteśmy w Rhode Island.

Pełna nazwa stanu, właśnie ta najdłuższa, brzmi Rhode Island and Providence Plantations. Wzięła się z połączenia w jeden organizm dwóch angielskich kolonii: Rhode Island zostało założone na wyspie Aquidneck, największej spośród kilku wysp w zatoce Narrangassett, a Providence Plantations powstało pod okiem niejakiego Rogera Williamsa (do którego wrócimy poniżej) na obszarze dzisiejszego miasta Providence.

Fachowcy językowi i historycy nie mają pewności w jaki sposób wyspa Aquidneck zyskała sobie miano Rhode Island. W roku 1524, Giovanni de Verrazzano (zapomniany włoski podróżnik i odkrywca w służbie króla Francji, na zakończenie swych podróży zjedzony zresztą przez tubylców na Gwadelupie) zapisał, iż u ujścia zatoki Narrangasett znajduje się wyspa, której wygląd porównał do Rodos (ang. Rhodes). Nie do końca wiadomo, którą z wysp miał na myśli, aczkolwiek kolonizatorzy, zasiedlający potem te tereny uznali, że chodziło o wyspę Aquidneck. Pierwsze znane użycie nazwy Rhode Island datowane jest na 1637 i przypisywane Rogerowi Williamsowi (do którego wrócimy poniżej). Wyspa została oficjalnie nazwana w ten sposób w roku 1644, choć jeszcze w 1646 pojawił się dokument określający ją jako “Isle of Rhodes” (Wyspa Rodos).

Innym możliwym źródłem pochodzenia nazwy Rhode Island jest – nazwijmy ją – “teoria holenderska”. Otóż obywatel niderlandzki, przedstawiciel ówczesnej prywatnej inicjatywy (czytaj: handlarz bądź kupiec) i podróżnik Adriaen Block, opisał w 1614 roku pewną  “wyspę koloru czerwonego” (w XVII wiecznym holenderskim – “een rodlich Eylande”). Holenderskie mapy z 1659 nazywają ową wyspę “Roode Eylant” czyli po prostu Czerwoną Wyspą.  Istnieje więc możliwość, iż nazwę ukuli Holendrzy (być może sam Block) odnosząc się bądź to do czerwonych jesienią liści, bądź widocznej na brzegu czerwonawej gliny.

Może warto dodać, że w przeciwieństwie do Verrazzano, Block zmarł spokojnie w 1627 roku i został pochowany u boku kochającej żony w Amsterdamie, w kościele Oude Kerk (jedyne zmartwienie może budzić fakt, że kościół ten znajduje się w centrum słynnej Dzielnicy Czerwonych Latarni, w związku z czym życie pozagrobowe Blocka…)

Ale nie rozdrabniajmy się. Chyba już dwukrotnie obiecywałem, że napiszę więcej o niejakim Rogerze Williamsie. Podobnie jak niektóre znane nam już postacie z wczesnych dziejów USA był dzieckiem w miarę zamożnego człowieka (w tym wypadku kupca) który podczas studiów (w tym wypadku na Cambridge) przeszedł na purytanizm.

Na emigrację do Nowego Świata zdecydował się nie jak pierwsza fala jego braci w wierze w 1630, lecz rok później. Gdy wreszcie przybył do Ameryki, niemal natychmiast otrzymał propozycję – był osobą znaną w tzw. klimatach – objęcia pozycji pastora w kościele w Bostonie. Odmówił, twierdząc że kościół ten nie należy do kościołów “odseparowanych” (od państwa) co pozostawało w zgodzie z jego głównymi tezami religijnymi – wolnością wyznania i rozdziałem kościoła od państwa. To właśnie Williams był pierwszą osobą, piszącą o konieczności wzniesienia “wysokiego muru” pomiędzy “ogrodami Chrystusa” a “dziką pustynią świata”, co ostatecznie zaowocowało Pierwszą Poprawką w konstytucji USA, zapewniającą swobodę dowolnego wyznania.

Po jakimś czasie – będąc osobą uzdolnioną językowo; znał łacinę, hebrajski, grekę, holenderski i francuski – na tyle poznał mowę Indian (oraz ich samych) iż zaczął twierdzić, że angielscy koloniści nie mają prawa do amerykańskich ziem, o ile nie kupią ich od tubylców.  W tej sprawie atakował nawet samego króla Jakuba.  Te i podobne opinie doprowadziły go w efekcie w 1635 roku do wygnania z Salem, w którym wówczas mieszkał i nauczał.

Nie ma tu miejsca by opisać jego dalsze losy. (Osoby ciekawe i władające angielskim mogą zajrzeć do wyczerpującego artykułu o nim w Wikipedii) Ważny dla nas jest za to fakt, iż założył wspomnianą już kolonię zwaną Providence Plantations, a potem przemianowaną przez niego samego na Rhode Island, gdzie tolerował i chronił przedstawicieli tak różnych wyznań i religii jak baptystów, kwakrów i żydów.

Słowa niekiedy powstają w smutku

Jeśli zdarzy się komuś z Was odwiedzić Warszawę, a w szczególności przechodzić obok budynku przy ulicy Kredytowej 6, warto zadrzeć nieco głowę. Można tam zobaczyć tablicę upamiętniającą niejakiego Rafała Lemkina. Dlaczego to postać ważna? Z co najmniej kilku powodów, z których jednym jest stworzenie słowa – angielskiego co prawda – ale takiego, które niestety zrobiło oszałamiającą karierę i w innych językach.

Rafał Lemkin urodził się  24 czerwca 1900 roku w żydowskiej rodzinie we wsi Bezwodne, nieopodal dziś białoruskiego miasta Wołkowysk. Dzięki matce-intelektualistce, osobie parającej się malarstwem, lingwistyką i studiami filozoficznymi od małego miał dostęp do bogatego księgozbioru, z którego skorzystał między innymi w taki sposób, że w wieku czternastu lat posługiwał się już dziesięcioma językami. Skończył średnią szkołę handlową w Białymstoku, a potem podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie – jako młody adept prawa – zainteresował się przede wszystkim pojęciem zbrodni. To warto zapamiętać. Po jakimś czasie przeniósł się do Heidelbergu w którym studiował filozofię, aż wreszcie wrócił do Polski i zaczął pracować jako prokurator.

Od wczesnej młodości słyszał o wstrząsających co najmniej częścią ówczesnej opinii publicznej masowych mordach. Dokonana przez Turków rzeź Ormian, pogromy Żydów, dokonana przez rząd iracki w roku 1933 rzeź Asyryjczyków (w której w 63 wioskach zginęło około 3 tysiące osób)…  W tym samym nieszczęśliwym 1933 roku przedstawił Radzie Prawnej Ligi Narodów esej, w którym przedstawiał tak zwaną “zbrodnię barbarzyństwa” (taki tytuł nosił tekst) jako jedno z naruszeń prawda międzynarodowego. Rok później, ulegając naciskom polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka – związanym zresztą z owym wystąpieniem (w tamtym czasie Żydzi masowo opuszczali Niemcy, a Beckowi zależało na poprawie  sąsiedzkich stosunków)  ustąpił z posady publicznej i podjął karierę prywatnego adwokata.

Kilka lat później wybuchła II Wojna Światowa. Lemkin uszedł z oblężonej Warszawy z rannym biodrem i przez Szwecję (gdzie również wykładał) dotarł w 1941 do Ameryki. Tam pracował i uczył na kilku uniwersytetach i napisał tekst zatytułowany “Military Governement in Europe” (“Wojskowe rządy w Europie”) – to była pierwsza wersja eseju, dzięki któremu pamiętamy go do dziś. Dopiero bowiem w 1944 ukazała się praca Lemkina zatytułowana “Axis Rule in Occupied Europe” (“Rządy Osi w okupowanej Europie”). I tu właśnie pojawia się po raz pierwszy w dziejach słowo genocide - ludobójstwo. Sklejone z greckiego genos (rasa, szczep) i łacińskiego przyrostka cidiu (zabijanie). Ale oddajmy głos autorowi:

Przez “ludobójstwo” rozumiemy zniszczenie narodu bądź grupy etnicznej. To nowe słowo (…) Ogólnie rzecz ujmując, ludobójstwo nie oznacza koniecznie bezpośredniego zniszczenia narodu, o ile nie jest dokonane poprzez masowe mordy na członkach danej grupy etnicznej. Nowe pojęcie ma raczej oznaczać skoordynowany plan, zawierający w sobie działania rozmaitego rodzaju, zmierzające do skruszenia najważniejszych podstaw istnienia danej grupy, zmierzających do uniemożliwienia jej dalszego istnienia.


Po wojnie, w trakcie procesów norymberskich, Lemkin współpracował z Robertem Jacksonem, głównym oskarżycielem z ramienia USA, został również doradcą prawnym Sądu Najwyższego tego samego kraju. Całą resztę życia poświęcił swej idei penalizacji stworzonej przez siebie kategorii zbrodni (w trakcie procesów norymberskich nie była jeszcze uznawana i podsądni odpowiadali za “zbrodnie przeciwko ludzkości”. Swego dopiął 9 grudnia 1948 roku, kiedy to podpisano “Konwencję ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa”.

Oskarżyciel z Bezwodnego zmarł 28 sierpnia 1959 roku.