London calling…

Udało się. Przeżyłem lot  (a nawet dwa) i po raz pierwszy w życiu zobaczyłem na własne oczy stolicę Imperium, muzyki, mody i ryb z frytkami (swoją drogą te ostatnie nieco mnie zawiodły). A więc Londyn… Być może nie jest to typowe słowo jakim zwykle się tu przypatrujemy, ale przecież i nazwy miast mają swoje etymologie. Sprawdźmy więc jak się ma sprawa z Londynem.

Pierwszym specjalistą próbującym wyjaśnić pochodzenie nazwy stolicy Anglii był wzmiankowany już na tych łamach mnich i kronikarz Godfryd z Monmouth (Geoffrey of Monmouth), autor napisanego w 1136 roku dzieła Historia Regum Brittaniae (Historia królów Brytanii). Według Godfryda słowo London wywodzi się od imienia walijskiego króla Luda (nazywającego się w swym dźwięcznym, ojczystym języku Lludd map Beli Mawr) który zajął miasto i nazwał je na własną cześć Kaerlud (albo Caer Lud) co znaczy mniej więcej “gród Luda”. Ta nazwa miała się przeobrazić w Kaerlundein i ostatecznie w London. Warto może wspomnieć, że Godfryd utrzymywał, że przed zdobyciem miasta przez Luda, zwało się ono Trinovantum, co z kolei miało pochodzić od łacińskiego Troia Nova (Nowa Troja). Według kronikarza miasto zostało założone przez mitycznego, wygnanego z Troi Brutusa, potomka Eneasza. Istnienia owego Brutusa nie potwierdzają żadne klasyczne teksty (poza oczywiście “Historią królów Brytanii”).

Szesnastowieczny antykwariusz i historyk William Camden sugerował, iż nazwa London pochodzi od brytańskiego słowa lhwn (w dzisiejszym walijskim jest to llwn) oznaczającego “zagajnik” i i wyrazu town, czyli “miasto”. Pierwotna nazwa według Camdena brzmiała Lhwn Town, czyli “miasto w zagajniku”.

W osiemnastym wieku pojawiła się teoria iż London pochodzi od Glynn Din, czyli “miasta w dolinie”.

Wyspiarscy Żydzi sugerowali iż Anglo-Sasi (będący w myśl owej koncepcji potomkami członków jednego z plemion Izraela – Dan) nazwali swą stolicę Lan-Dan, co po hebrajsku oznacza “siedzibę (plemienia) Dan”.

W 1821 roku anonimowy autor publikujący w czasopiśmie The Cambro Briton twierdzi, iż London to nic innego niż Luna Din – “księżycowa forteca” lub nawet Llong Din – “forteca statków”.

Także w XIX stuleciu pojawiły się teorie głoszące, że London to Luandun – “miasto księżyca” co miało być związane ze świątynią Diany, która miała stać na miejscu dzisiejszej katedry św. Pawła.  Bardziej bezpośrednie podejście wskazywało na nazwę Llan Dian – “świątynia Diany”.

Kolejnym pomysłem na pierwowzór słowa London jest Llyn Dain, co po walijsku oznacza “rozlewisko Tamizy”.

Lingwista i specjalista w dziedzinie angielskich nazw miejscowych, Richard Coates zaproponował w 1998 teorię w myśl której London ma pochodzić od preceltyckiego plowonida, wywodzącego się z indoeuropejskiego rdzenia plew, oznaczającego “unosić się na wodzie”, “pływać” i “łódź” (ten sam rdzeń widzimy w naszym swojskim “pływać”) Wedle Coatesa nazwa ta miałaby oznaczać “rzekę, której nie da się pokonać w bród (i należy przepłynąć)” z dodatkiem przyrostka miejscowego -onjon.  Z tej zbitki powstać miałoby Plowonidonjon, skrócone następnie do Lowonidonjon, Lundonjon a następnie Lundein lub Lundyn, przerobione z kolei przez Rzymian na łacińskie Londinium.

Często też można napotkać twierdzenie, iż łacińskie Londinium to “miasto Londinosa/Londosa” nikt jednak nigdzie nie napotkał świadectwa istnienia takiego człowieka, więc i ta koncepcja jest co najmniej wątpliwa.

Wątpliwe jest także, czy takie miasto istnieje. Dokładnie dziś podobno wypada rocznica premiery nieśmiertelnego “Misia” Barei, więc wpis zakończę czołobitnym cytatem:

Pani z Okienka: – Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta – Lądyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak…
Ochódzki: – Ale Londyn – miasto w Anglii.
Pani z Okienka: – To co mi pan nic nie mówi?!
Ochódzki: – No mówię pani właśnie.
Pani z Okienka: – To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć, gdzie to jest. Cholera jasna…depesze… pani kierowniczko…

Comments (20) to “London calling…”

  1. No to cieszymy się bardzo :)
    Ot ścichapęk jeden…

  2. To teraz już wiemy, skąd ten wpis o katastrofie, kolega Komerski miał stracha, ot co :lol:

  3. Ja przed lataniem mam zawsze!

  4. Po raz pierwszy w życiu? :shock:

    A samolot to ósmy cud świata… Albo dziewiąty, gdy za ósmy przyjąć rower. Automobil czy inny wehikuł jest dziesiąty, ale też się przyda w dobie wstrętnych i paskudnych ashes:)

    Czy istnieje? Ooooo – tu już by trzeba przejść do kwestii równie atrakcyjnej – “Greater London” i bojów z nim/oń w latach osiemdziesiątych (na ten przykład choć nie tylko*… ;) ).

    *polityka mnie w dzień przedwyborczy trzyma… a – btw – posterów atrakcyjnych dużo?… :)

  5. Ano pierwszy i koszmarnie za krótki, ale i tak wrażeń masa.
    Co do posterów (rozumiem, że o wyborcze chodzi) to właśnie nie – głównie na autobusach, ale takiego billboardowo/plakatowego szaleństwa jakie bywa u nas nie zauważyłem…

    Co do cudowności samolotu – zgoda. Nie mogłem wyjść z podziwu obserwując z Hyde Parku te kolosalne maszyny startujące z Heathrow jedna po drugiej… Może to głupie, ale nadal niesamowitością jest dla mnie, że taka kupa żelastwa utrzymuje się w powietrzu :)

  6. W Hyde Pk to widać jak się ustawiają w rządku do lądowania na Heathrow… a niektóre odlatują z City of London Airport… Ok 15 można zliczyć za 1. “gołem” a wiosną ’93 – ze 3, max 5 (i tak mi się to wydawało zbyt dużym zagęszczeniem :lol: )
    Btw – wówczas jeszcze przylatywał concorde – ok 17, czasem za 15, czasem kwadrans po… – nikt nie mógł przegapić tej sulwety, tego hałasu!!!…

    Posterów nigdy nie ma zbyt dużo… Za to bywają czasami pamiętne… “Naw Labour, New Danger” i szalone oczy (Toniego) – wszystko ekspresjonistycznie czerwono-czarne – (Saatchi-n’Saatchi o ile pamiętam) – na długo pozostanie w pamięci (i nie tylko w pamięci wizerunkowców)…

    …Kilka wielkich i strategicznych bilbordów wystarczy… ;)

  7. P.S. “Kupa żelastwa”? Aluminium raczej i innych lekkości (vide wrak smoleński)… Siądź nast razem w okolicach skrzydła i zobacz te “wachlowania” i inne wrażenia leciutkości… :)

  8. Bardzo się mi właśnie podobało, że nie zaśmiecają sobie pięknego miasta niepotrzebnymi gębami polityków. Ale szczerze mówiąc niespecjalnie zwracałem uwagę na postery akurat – za bardzo byłem skupiony na unikaniu taksówek-zabójców, nadjeżdżających z zupełnie niewłaściwej strony ;)

    Wracając do latania -ja te wszystkie “wachlowania” widziałem… :) Zresztą samolotami już latałem, tyle że ostatni raz 9 lat temu. A aluminium to też “żelastwo” – tylko ciut lżejsze ;)

  9. Mój staż lataniowy jest średni: 21 lat (Grecja’89, tupolewem 154, powrót mniejszym); nie przesadnie często, ale też nie rzadko… I stale mnie bardzo fascynuje cały ten proces… Pozytywnie fascynuje… inspiruje… uskrzydla… :| :roll:

  10. Tak, taksówki są wredne i śmierdzące :!: :twisted: (black cabs… co innego nowomodne caby na telefon… – normalne osobówki po prostu… i tańsze – ja używam tam tylko takich, jeśli w ogóle… ;lol:)

  11. A mnie się to zawsze jakoś kojarzy ze słowem ‘laundry’. Po prostu kobity pranie robily w Tamizie i powstała tu pierwsza osada.

  12. Politycy brytyjscy podobno chodzą po domach, może więc na oplakatowanie każdego fragmentu ulicy w mieście szkoda im pieniędzy.

    Co do latania to też niezbyt lubię, ale i tak lepsze to niż gniecenie się w jeszcze mniej wygodnym autobusie. :D

  13. miło, że coś się tutaj dzieje ;-)

  14. Szczęscie, że lot zakończony w takim samym stanie jak rozpoczety
    Grunt, żeby liczba lądowań ( w tym wypadku LONDOWAŃ ;) sie z liczba startów zgadzała

    A Londyn jest przede wszystkim brudny i zaśmiecony
    ale robactwa nie ma, bo wszystko zeżarły szczury

  15. Widzę, że tym razem Wikipedia bogatsza, choćby o sugestie, że ten cały Londyn to jeden wielki plagiat ;)


    (Another suggestion, published in The Geographical Journal in 1899, is that the area of London was previously settled by Belgae who named their outposts after townships in Belgium. Some of these Belgic toponyms have been attributed to the namesake of London including Lime, Douvrend, and Londinières.[12])

  16. Myślę tak i myślę , co by tu napisać, żeby nie było pro, bo pro jest nudne. Ale nic mi nie przychodzi do głowy, bo i latać lubię, i Lądek lubię, i te zrazy z Nelsona, co stoją na kwadratowym trafalgarze też popieram… No, po prostu o czym dziś pomyślę, zaraz jestem za. Aż mi głupio. :oops:
    A Londa to taka farba do włosów była. Czy to może żona tego Londyna?

  17. O ile pamiętam, to nazywała się naprawdę Londa Color :) – ponoć pochodziła z rodziny farbiarzy.

    PAK – dzięki, umknęło mi w ferworze:)

  18. W kwestii nazwy nic Ci nie pomogę, mój “Słownik” mówi, że jest to prastara nazwa o niejasnym rodowodzie. Pień lond- nie jest ani celtycki, ani indoeuropejski, i że jest to jedna z najstarszych nazw miejscowych. Jedyną ciekawostką jest fakt zauważony przez Cezara, że wszystkie civitates Brytanii mają swój odpowiednik po drugiej stronie kanału – Londinières

  19. To kolega miał szczęście polecieć – nam skasowano ostatnio lot w tamtą stronę. Liczymy na jakieś fotosy z Big Benem w tle:)))

  20. czytelnicy calling…
    Pobutka!

Post a Comment
*Required
*Required (Never published)