Etymologiczna nuda
Tuesday, May 25, 2010
Tak, tak – chwilę panowała tu cisza. I wcale nie dlatego, że od wału przeciwpowodziowego dzieli mnie jakieś 200 metrów, na pewno nie dlatego bym nosił worki z piaskiem, a już całkowicie wykluczone jest, że tak bardzo zaangażowałem się w śledzenie przedwyborczych sondaży. Otóż ogarnęła mnie etymologiczna nuda. Kusiło mnie, by napisać o powodzi (ang. flood) ale co to za atrakcja pisać o tym, że słowo to wywodzi się przez staroangielskie flod i protogermańskie flothuz z praindoeuropejskiego rdzenia czasownikowego plo-/pleu- (płynąć, unosić się na wodzie). Nuda.
Potem przyszło mi do głowy, żeby napisać kolejny odcinek cyklu o stanach USA. Wypada kolej Oklahomy, ale ponownie. Gdzie jest dreszcz etymologicznego odkrycia, jeśli po raz kolejny okazuje się, że nazwa Oklahoma wywodzi się z języka Czoktawów - okla - ludzie i homma - czerwony, czyli z grubsza oznacza “ziemię czerwonych ludzi/Indian”. Mogłem jeszcze oczywiście dodać, że nazwę tę zaproponował niejaki Allen Wright (1826 – 1885), wódz Czoktawów, prezbiteriański pastor i żołnierz Konfederacji w czasie wojny secesyjnej… Niemniej to także, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, nuda.
Jeszcze potem zastanowiłem się nad wyrażeniem – obecnym zarówno w polskim jak i angielskim – “krokodyle łzy”. Tu nuda nieco ustąpiła. Krokodyle łzy to nieco poetyckie określenie udawanego żalu, smutku, czy przykrości. Ludowa mądrość głosiła bowiem, iż krokodyle płaczą pożerając swe ofiary. W języku Wyspiarzy historia ta po raz pierwszy pojawia się w książce zatytułowanej “The Voyage and Travail of Sir John Mandeville” (wydanej między 1375 i 1371) która była najprawdopodobniej kompilacją rozmaitych opowieści podróżniczych, złożoną przez Francuza, medyka z Liege, niejakiego Jehana a la Barbe. Tam czytamy:
In many places of Inde are many crocodiles — that is, a manner of long serpent. These serpents slay men and they eat them weeping
“W wielu zakątkach Indii spotkać można wiele krokodyli – czyli pewnej odmiany długiego węża. I węże owe mordują ludzi i pożerają ich, zalewając się łzami.”
Można spotkać wersję tej opowieści, wedle której gad płacze dopiero po skonsumowaniu całego ciała i dotarciu do głowy. Nie jest to jednak szloch nad marnym losem ofiary, a żal leniwego żarłoka – otóż głowa jest zbyt koścista by warto było się męczyć jej gryzieniem. O krokodylich łzach pisali też między innymi Edmund Spenser, Szekspir i Rudyard Kipling. Koniec końców jednak, nuda.
A nuda to po angielsku boredom. Przedrostek bore (nudziarz, nudy, udręka, odwiert, otwór wiertniczy, kaliber, średnica wiertła, wiercić, drążyć, przewiercać i – ha! – borować) wywodzi się ze staroangielskiego borian oznaczającego “dziurawić, przewiercać” pochodzącego z kolei od słowa bor - “świder” a ostatecznie z praindoeuropejskiego rdzenia bher - “ciąć ostrym narzędziem” . Znaczenie “nudziarza” pojawiło się dopiero w 1768 roku (być może wcześniej się po prostu nie nudzono), prawdopodobnie dzięki skojarzeniu z monotonną i nużącą pracą świdra lub wiertła.
Żeby dodać wpisowi choć jeden słowiański akcent – istnieje w angielszczyźnie słowo nudnik - określa się nim nudziarza, męczyduszę, kogoś irytującego i natrętnego. Pochodzi ono z polskiego lub rosyjskiego, a ostatecznych źródeł słowniki upatrują w spokrewnionych praindoeuropejskich neuti - “potrzeba” i nau - “śmierć, być wyczerpanym”. Ale o dziwnej relacji między potrzebą a śmiercią przeczytamy w następnym tekście. O ile nie zje mnie nuda.