Filmy, bogowie i uczeni

Wciąż chyba jeszcze nie wygasła ogólnoświatowa fascynacja pewnym filmem, komputerową kreskówką w reżyserii Jamesa Camerona,  pod odmienianym przez wszystkie przypadki tytułem Avatar. Film jest nudnawy i wtórny, z rzeczywiście kilkoma ładnymi krajobrazami i ciekawymi (przez pierwsze półtorej godziny) efektami 3d. Na szczęście jednak nie będziemy się zajmować samym filmem – wystarczy nam jego tytuł.

Po pierwsze, mam żal do polskiego dystrybutora filmu, że nie zastosował polskiej pisowni. Słowo avatar ma bowiem swój polski – wcale nie gorszy – odpowiednik – czyli awatar, ewentualnie awatara (choć ta druga opcja brzmi zdecydowanie gorzej) i nie wiem, z jakiego powodu zdecydowano się pozostawić wersję oryginalną. Ale to oczywiście purystyczne zrzędzenie i zupełnie nie na temat.

Cóż to więc za słowo? Avatar pojawia się w języku angielskim w roku 1784. Przywiózł je z Indii sir William Jones. I – odstawiając avatara na moment na bok – zajmijmy się przez chwilę panem Billem. Jones urodził się w 1746 roku jako syn… Williama Jonesa, matematyka, któremu zawdzięczamy między innymi symbol liczby pi. Mimo, iż Jones senior umarł, gdy junior miał ledwie trzy lata, temu drugiemu udało się utrzymać i wykształcić – ukończył studia na Oksfordzie. Udało mu się to między innymi dlatego, że był językowym geniuszem. W młodości opanował: grekę, łacinę, perski, arabski, hebrajski i podstawy chińskiego. Dzięki temu mógł zarabiać na tłumaczeniach (przekładał między innymi na zlecenie króla Danii Christiana VII) i nauczaniu języków. W wieku dwudziestu czterech lat był już uznanym orientalistą. Pod koniec życia mówił płynnie w trzynastu językach i radził sobie w dalszych dwudziestu ośmiu. Losy kariery skierowały go do Indii (był sędzią sądu najwyższego w Bengalu). Kultura Indii zachwyciła i pochłonęła go bez reszty, jest autorem wielu wczesnych i pionierskich opracowań na jej temat. Założył brytyjskie Towarzystwo Azjatyckie – instytucję poświęconą badaniom i krzewieniu dalekowschodniej kultury. Jako językoznawca wsławił się Jones jednak czymś innym. Otóż znając już klasyczne języki europejskie, zauważył podczas studiów nad sanskrytem znaczne podobieństwo wielu słów starożytnego języka Indii do łacińskich i greckich. To spostrzeżenie pozwoliło mu wysnuć szeroko dotychczas uznawaną teorię o języku praindoeuropejskim, stanowiącym wspólne źródło wielu języków Europy i Azji.

No dobrze, laurka wypisana wróćmy więc do avatara… Słowo to wywodzi się prosto z sanskrytu i stanowi złożenie cząstek ava - w dół i tarati - on przechodzi. W starożytnych Indiach oznaczało wcielenie, czy bardziej poprawnie – manifestację, uobecnienie się – bóstwa w świecie fizycznym. Różnica między wcieleniem, a manifestacją, przypomnijmy, polega na tym, że wcielenie zakłada (jak w chrześcijaństwie) rzeczywistą cielesność bóstwa, a manifestacja jest raczej ułudą, pozorem cielesności, czymś w rodzaju kreskówki wyświetlanej przez bóstwo na ekranie naszego świata. Początkowo Hindusi używali tego słowa na określenie różnych bóstw, później znaczenie zawęziło się do manifestacji boga Wisznu. W sanskrycie poza wersją avatar istnieje też synonim avatara, co skrzętnie przechwyciła polszczyzna. W Słowniku Języka Polskiego  czytamy:

awatara mit. ind. «wcielenie boga, który zstępuje do świata ludzi w postaci zwierzęcia, człowieka lub hybrydy, by przywrócić zachwiany ład świata»

Nie powinniśmy zapominać też o komputerowo-sieciowym znaczeniu tego słowa. Mianem awatarów określa się ikonki, reprezentujące użytkowników forów dyskusyjnych, blogów itp. Do slangu internetowego słowo to przeniknęło najprawdopodobniej z wydanej w 1992 roku powieści Neala Stephensona “Zamieć” (Snow Crash) gdzie określa ono “ciała” bohaterów, pozwalające poruszać się w cyfrowej, wirtualnej rzeczywistości.

Comments (35) to “Filmy, bogowie i uczeni”

  1. Ładne nawiązanie do Cerama :)

  2. kto by pomyslal :) )) bardzo ciekawe.
    dobrze, ze przypominasz te ksiazke. warto ja odgrzebac

  3. Aż zajrzałem, co do powiedzenia na temat ma Bhagavadgita, i w słowniczku na końcu jest coś w rodzaju przytoczonej wyżej definicji – “ten który zstępuje”, inkarnacja Boga itp. Ale w samym tekście avatara nie znajduję, są tylko “manifestacje”, może dlatego, że to tłumaczenie z lat osiemdziesiątych bodajże, a wtedy to słowo nie miało dla przeciętnego odbiorcy żadnego znaczenia. Dzisiaj tłumacze Kriszny mogliby chyba mówić o “avatarze Boga”, byłoby bardzo trendy :)

  4. @ zeen, pajęczaki: A już myślałem, że tak zaplotłem, że nikt nie zauważy ;) W następnej kolejności sparafrazuję tytuł książki Lucjana Znicza “Goście z kosmosu” i się nie połapiecie ;)

    @ Hoko: No bo bez sensu byłoby, gdyby pisali w religijnym tekście o awatarach, tym bardziej, że manifestacja brzmi ładniej… A jeśli weźmiemy pod uwagę, że przekład z lat osiemdziesiątych, to słowo manifestacja było bardziej trendy niż dzisiaj avatar ;)

  5. mógł być jeszcze ‘pochód’ dla manifestacji bóstwa rodzaju męskiego, ale nie bądźmy zbyt drobiazgowi…

  6. Muszę przyznać, że z tego Jonesa prawdziwy geniusz.

  7. huh, aż 13 językami Jones władał biegle i z 28 też jakoś sobie radził. Kto to sprawdził? Ps. A polski znał?

  8. W latach osiemdziesiątych awatar też był trendy, tylko w modzie było niewymawianie ostatniej głoski. Ileż to razy w aptece czy w kiosku Ruchu zdarzało się słyszeć taki dialog:
    - Ligniny nie ma.
    - A wata?
    - A wata też wyszła.
    I poniekąd z tego wzięły się te manifestacje. :roll:

  9. “Film jest nudnawy i wtórny”
    Jakim więc cudem może wzbudzać na całym świecie taką furorę, stając się najbardziej kasowym filmem w historii kina?(O 9 nominacjach do Oscara nie wspomnę, bo do tego aż nazbyt łatwo się przyczepić :) )

    A za notę o pochodzeniu słowa awatar dziękuję. Ciekawie napisane, jak zwykle…

  10. @ Rita: Nie udało mi się znaleźć żadnej pełnej listy tych języków. Ale kto wie?

    @ Logos: A jakim cudem “Moda na sukces” ma już 639478237 odcinki? Jakim cudem Barbara Cartland sprzedała ponad miliard egzemplarzy książek?

  11. To nie sa cuda tylko prawa rynku :)

    A avatar jest przecież jak najbardziej “religijny”, więc niby dlaczego mieliby nie pisać? :)

    Bobik,
    są majtki na wacie?
    nie ma.
    chodź, wacia, idziemy do innego sklepu.

  12. Ach ci głupi ludzie… Nie widzą, że “Avatar” jest taki “nudny i wtórny”.

    To prawda, “wtórny” to on może jest (trudno wymagać, by taki hit dorównywał oryginalności “Odysei Kosmicznej” Kubricka), ale nudny to on jednak nie jest (tak może stwierdzić – na moje rozeznanie – zaledwie kilka procent widzów).

    Być może nawet sam Komerski na “Avatarze” się nie nudził, ale się do tego nie przyzna i pisze, że film nudny, bo to przecież “Moda na sukces” i “Barbara Cortland” kina popularnego.
    A ci, którzy nie chodzą do kina chętnie przytakną, zrobi im się przyjemnie, no bo przecież krytykuje się produkt amerykańskiej kultury masowej.

  13. Cóż to jest nuda?
    Można być znudzonym całym światem i samym życiem.
    A także… “Ulissesem”, “Iliadą”, “Hamletem”, “Boską komedią”, Proustem, Balzakiem, Grotowskim, Abakanowicz, Tołstojem…
    Co to ma wspólnego z wartością artystyczną dzieła?

    To jest, że tak się wyrażę, problem egzystencjalny nudzącego się człowieka (który często pokrywa się z jego problemem charakterologicznym).

  14. Wspomnij jeszcze mistrzowską interpretację tego słowa w ustach Holoubka, który wystąpił w filmie “Awatar, czyli zamiana dusz” według Gautiera. “Awataaar, awataarrrrr…”

  15. @ Logos: Masz świętą rację, że nuda jest wysoce subiektywnym doznaniem i że nudzić się można wszystkim. Nigdzie powyżej tego nie negowałem. Być może masz rację, że wiąże się to z problemami egzystencjalno-charakterologicznymi nudzącego się podmiotu. Jeśli tak założymy, to moje w/w problemy pojawiają się w 90 minucie filmów, których dalszą akcję jestem w stanie przewidzieć do końca (bo np. oglądałem “Pocahontas”), a nie dość że czeka mnie jeszcze drugie 90 minut, to cudna grafika zdążyła mi się już opatrzeć.

    Natomiast argument typu “Być może Komerski się nie nudził ale się nie przyzna…” jest mniej więcej tyle wart, co “Być może Logos wymienił Joyce’a Homera, Shakespeare’a, Dantego, Prousta, Balzaca,Grotowskiego i innych bo ich co prawda nie zna, ale wpisał do Google’a hasło ‘kultura wysoka’”

  16. Być może nie byłoby problemu, gdybyś Gospodarzu dodał: “nudny” “wg mnie”, “moim zdaniem”…

    Czy nigdy nie zastanawia Cię to, jak łatwo szafujemy złym słowem i krytyką wogóle nie przejmując się tym, że jest to nasze (często bardzo) subtektywne odczucie?
    Przecież twórcy “Avatara” osiągnęli w stu procentach (no, może w 95% ;) ) swój cel – założenie, iż ten film nie będzie nudny. Ja także napisałem u siebie, że jest to “amerykański banał” skrojony dla potrzeb średniego widza, a jego wartość intelektualna nie wyrasta zbyt wiele ponad poziom kilkunastolatka.
    Ale chcę być fair wobec wysiłku jaki w ten film włożono, wobec pasji jaka go wykreowała, wobec pomysłowości, wyobraźni i artyzmu, jaki mimo wszystko tam jest… już nie piszę o (banalnym i prostym, ale jednak)szlachetnym jego przesłaniu.

    Mając to wszystko na uwadze, robi mi się jednak nieswojo, kiedy widzę, jak ktoś kwituje ten film – prostackim, moim zdaniem – podsumowaniem “WIELKIE NIC”.

    A to Twoje: “Być może Logos wymienił Joyce’a Homera, Shakespeare’a, Dantego, Prousta, Balzaca,Grotowskiego i innych bo ich co prawda nie zna, ale wpisał do Google’a hasło ‘kultura wysoka’”
    - to jest jednak chwyt dość niski – poniżej pasa i poziomu, do jakiego chyba aspirujesz.
    Tych twórców i ich dzieła znam.
    Moje teksty publikowane były w “KINIE”, “Filmie na Świecie”, także w “Polityce”.
    Nie “googlam” kiedy piszę swoje artykuły i szukam potrzebnych a istotnych materiałów.

    PS. Dodam jeszcze tylko, że Twoje teksty popularyzujące translatorstwo i sprawy języka cenię.

  17. @ Logos: Więc zacznijmy od spraw najdrażliwszych: Moje “Być może Logos wymienił (…)” było dokładnie tak samo niskim chwytem jak Twoja sugestia, że się nie nudziłem, tylko staram się na siłę krytykować, co w domyśle – wybacz jeśli się mylę – miało sugerować moją pretensjonalność. Jeśli przeczytasz jeszcze raz mój poprzedni komentarz, zobaczysz, że ja tylko porównywałem. Niemniej nie ma o co kopii kruszyć. Jeśli o mnie chodzi jest 1-1 i nie ma sprawy.

    Sprawa druga, oczywiście, że pewnie nie byłoby problemu, gdybym dodał “moim zdaniem” lub “według mnie”.

    Niemniej uważam, że nikt przy zdrowych zmysłach nie sądzi, że ja na tym blogu prezentuję jakieś prawdy obiektywne i myślę, że naprawdę nie ma potrzeby przy każdej ocenie – tym bardziej, że podpisuję je własnym nazwiskiem – dodawać, że są moje.

    Ponadto, ja nie widzę powodu, by jakoś specjalnie oszczędzać w ocenie film, który mi się najzwyczajniej w świecie nie podobał. Ty masz inne zdanie i do niego święte prawo, ja mam identyczne do swojego.

    Gratuluję licznych publikacji i dziękuję za miłe słowa o moich tekstach :)

  18. Przy każdej ocenie, nie… Ale kiedy się pisze o czyjejś twórczości… to chyba jednak tak. I warto się przedtem zastanowić i nie szermować kategorycznymi uogólniającymi stwierdzeniami.

    Czy chiałbyś dyskutować z człowiekiem, który o czymś (co Ty cenisz bardziej lub mniej) mówi: to głupie, nudne, okropne, paskudne… na tym poprzestając i nie podając żadnych argumentów?
    Czy nie posądziłbyś kogoś takiego o prostactwo (o złej woli nie wspominająć)?

    PS. A jednak nie nudziłeś się… do 90-tej minuty filmu :)
    Lecz później… po co się tak męczyłeś? Można przecież było wyjść z kina.

  19. Ależ przecież ja podaję argumenty – co prawda nie podałem ich w tekście, ale podaję na twoją prośbę. W tekście ich nie podałem, bo nie chciałem pisać o filmie, gdybym pisał recenzję podałbym je od razu.

    A z człowiekiem, o jakim piszesz, czy chciałbym rozmawiać? Pewnie. Zacząłbym od pytania “dlaczego”. Przecież większość rozmów o sztuce itp tak się zaczyna: “- Ale fatalny/świetny film widziałem… – Tak, a dlaczego tak sądzisz?”

    A poza tym, to “Awatar” mnie rozzłościł, bo reklama rozbudziła we mnie oczekiwania na coś wspaniałego, a dostałem odgrzewany kotlet w nowej panierce… I pewnie też dlatego nie powstrzymałem się od komentarza w tekście :)

    Czemu nie wyszedłem? Bo m.in na tym polega wg mnie “bycie fair” wobec filmu, a po drugie chciałem się przekonać, czy naprawdę skończy się tak, jak myślałem;)

  20. Jak z tym barankiem jezusowym? Pamietam, ze dziecieciem bedac, za Chiny nie moglam tego pojac.

  21. Wasza kłótnia strasznie mi przypomina naszą dyskusję na temat obrazu Miró i u Defendo, co jest sztuką wysoką i co się komu podoba. 1.Obraz ten zaświadczył, że ważne są nasze odczucia, czy – z patosem mówiąc – odbieramy sygnały płynące od dzieła. Ja na widok impresjonistów drętwieję, strużka płynie mi wzdłuż kręgosłupa z wrażenia, dla innych są to landszafty.
    2. W ocenie dzieła – drogi Logosie (dlaczego bez Amicusa?) – nie można właściwie niczego powiedzieć. Bo co powiem? Że jest nudny? Dla mnie, dla innych nie. Że jest źle zrobiony? To samo. Że jest fatalna gra aktorów? To samo. Że jest wtórny? To jest moja ocena. Po prostu nie można dać argumentów, że film jest zły. Nie istnieje coś takiego. Piszesz: “jak łatwo szafujemy złym słowem i krytyką w ogóle nie przejmując się tym, że jest to nasze (często bardzo) subiektywne odczucie?” – przepraszam Cię, a jakie ma być? Obiektywne? W jaki sposób?
    3. Jesteś Logosie wielbicielem filmów, ja większości nie mogę oglądać, a już szczególnie polskiej produkcji, nie trawiłem “Placu Zbawiciela”, “Pręgi” są dla mnie nie do oglądania a “Rewers” zgasiłem po dziesięciu minutach. Czy ja nie mam prawa w swoim blogu napisać, że te filmy są złe, źle zrobione i nudne? Mnie się wydaje, że jeżeli się prowadzi blog, to tak jakby u góry było napisane wielkimi wołami “MOIM ZDANIEM”, “WEDŁUG MNIE”.
    Pozdrawiam Was obu.

  22. @ schron: zabiłaś mi klina… z jakim barankiem? Tzn nie tyle z jakim co dlaczego o baranku wspominasz?

    @ Torlin: Ja mam nadzieję, że my z Logosem się nie kłóciliśmy… :)

  23. Komerski, przyjmuję Twoje argumenty.
    Ja też się zawiodłem – i to w dość znacznym stopniu – na “Avatarze”. Rzeczywiście spodziewałem się czegoś bardziej… rewolucyjnego (jak to obwieszczły “zajawki”), a otrzymałem kolejną “wystrzałową” i fantazyjną produkcję kina popularnego, niezłą, ale chyba jednak nie wybitną.

    Nie zaczynałbym wszak tej dyskusji z Tobą, gdybym nie chciał zwrócić uwagi na pewien problem, który starałem się wyrazić w słowach:

    “Czy nigdy nie zastanawia Cię to, jak łatwo szafujemy złym słowem i krytyką wogóle nie przejmując się tym, że jest to nasze (często bardzo) subtektywne odczucie?”

    Sam czasami wpadam w tę pułapkę :)

    Pozdrawiam!

  24. Torlinie, ale powinno do nas dotrzeć, że coś jest na rzeczy – i coś tu jest nie tak – jeśli my mówimy “krowa”, a sto innych osób mówi “koń”.
    Oczywiście, że sto innych osób może się mylić (albo się zmówić :) ), ale przynajmniej cała zaistniała sytuacja winna pobudzić nas do myślenia, a być może nawet i do… refleksji (choć może niekoniecznie do zreflektowania się ;) )

    PS. Być może o tym wszystkim piszę dlatego, że ja po prostu nie lubię kategorycznych stwierdzeń, zbyt radykalnych uproszczeń, krzywdzących uogólnień i jedynie słusznej (bo “mojej”) racji.

  25. Chodziło mi o to, że baranek boży to uosobienie Jezusa. Taki chrześcijański avatar zatem. Jak dla mnie przynajmniej, jakkolwiek specem od chrzescijaństwa nie jestem, więc mogę się mylić.

  26. Powiem Ci Logosie w czym problem: ano w tym, że coraz więcej piszących a coraz mniej rezygnujących z tego zajęcia.
    Stąd się biorą rezygnujący z czytania.

  27. @ schron: Nie wiem jak z barankiem – nie jestem pewien, czy on się komukolwiek ukazywał. Na pewno jednak awatarem Jahwe był płonący krzak…

  28. Logosie!
    Na sto osób dziewięćdziesiąt dziewięć mówi, że Madonna jest genialną artystką

  29. “Na sto osób dziewięćdziesiąt dziewięć mówi, że Madonna jest genialną artystką.”

    A gdzieś Ty, Torlinie, przeprowadzał takie badania?
    A czy sondowałeś np. ludzi w tłumie wychodzącym z polskiego kościoła? :)

  30. Wszyscy zajęli się filmem i nikt nie zwrócił uwagi na występującą we wpsie postać trzecioplanową, czyli na liczbę pi. A tymczasem stopniały śniegi i okazało się, że w mojej okolicy ptactwo o niczym innym nie mówi, tylko o tej liczbie. Ani film kompletnie nie pojawia się w ptasich audycjach, ani nawet Madonna. 8O
    Dla mnie to w jakiś sposób pocieszające, że solidna, uczciwa,, niespektakularna postać trzecioplanowa potrafi nagle, tak z niczego, bez żadnego rozpychania się łokciami, wyjść z cienia i znaleźć się we wszystkich dziobach. Pi, pi, pi, pi, pi! :-)

  31. U kolegi Komerskiego jest oaza spokoju…

  32. Klątwy, mikroby i uczeni brzmi wszakoż lepiej… :P

  33. Podoba mi się ta cała awantura!!! Fajnie popatrzeć jak się chłopy biją, bo wyraźnie widać, że wcale tu nie chodzi ani o obiektywizm, ani o subiektywną ocenę. Chlast, chlast!! łup, bach, i sruuu w bebechy. A na koniec podają sobie ręce, ubabrane śliną drugiego, wyciągają się nawzajem z kałuż i bajorek, otrzepują błoto z kubraczków i idą razem na piwko. Męskie życie. Już zaczynam coś z niego kumać:)Pierwszy raz widzę tu taką fajową awatarę… znaczy.. ava(n)turę:)

  34. A tak a propos tych waszych argumentów, to:
    1. Blogi są do publikacji prywatnych, subiektywnych, czasem nawet osobistych ODCZUĆ, WRAŻEŃ, GONITW MYŚLI… impresji. Blogi to nowy IMPRESJONIZM:)XIX wieku. Tylko trochę mało na tym blogu “landszaftów”
    2. Popularność AVATARA nie jest miarą jego wielkości tylko jego celoności! Być może film ten jest wielki, albo wspaniały, ale ilość nóg które poszły na niego pierwszy raz świadczy tylko o sile reklamy (w tym tej pantoflowej), a ilość nóg które zaniosły tych samych widzów na ten sam film po raz drugi to świadectwo jego trafności w odpowiadaniu na ludzkie potrzeby.

  35. No i jeszcze jedna myśl:
    3. Jeśli AVATAR albo inny film jest tu określony jako przewidywalny – to najprawdopodobniej chodzi o przewidywalność “wątku” – umiemy sobie wyobrazić zakończenie, rozwikłujemy zagadkę, albo spodziewamy się że po raz tysiąc pięćsetny dobro zwycięży. Oglądanie filmu jednak, tak jak oglądanie sztuki teatralnej polega na przeżywaniu z bohaterami ich walecznych czynów, piękna miłości, ogromu bólu i tragedii, mimo, że zna się treść. Po to, w starożytnym sensie, człowiek powinien się wystawiać na działanie sztuki. Jeśli interesuje mnie przede wszystkim wątek, to już nigdy nie obejrzę Hamleta, bo wiem, że nie tylko wszyscy zginą, ale wiem też w jakiej kolejności i z jakimi słowy na ustach.
    Fajnie jest się wpisywać po zamknięciu dyskusji, bo wtedy można udawać, że konflikt zażegnały moje słowa i że to do mnie właśnie należy ostatnie słowo. Hihihi:)
    Pozdrawiam

Post a Comment
*Required
*Required (Never published)