Błękitna krew
Wednesday, February 24, 2010
O arystokracji, szlachcie, rodach których korzenie sięgają pradawnych czasów powiada się niekiedy, że to ludzie o błękitnej krwi. I nie byłoby w tym nic zdrożnego ani dziwnego, gdyby nie to, że przy pomocy prostego – zazwyczaj przeprowadzanego jeszcze w dzieciństwie – doświadczenia z kolanem i asfaltem (tudzież kuchennym nożem użytym w charakterze indiańskiego sztyletu i ręką kolegi, jak było w moim przypadku, lub innymi jeszcze narzędziami i częściami ciała) dowiadujemy się, iż ludzka krew ma kolor wybitnie od niebieskiego odbiegający, mianowicie czerwony. Wiedzeni być może tą zagadką Francuzi – naród to wszak dociekliwy i filozoficznie do świata nastawiony – przeprowadzili w 1789 ów eksperyment zakrojony na szerszą skalę, przy czym badaną przez nich próbką była (początkowo) wyłącznie arystokracja. Być może doszli oni do słusznego wniosku, że sprawdzanie koloru krwi na klasie społecznej, która z definicji nie miała mieć krwi w kolorze błękitnym mija się po prostu z celem. Niestety, nawet ścięcie Ludwika XVI dowiodło publicznie, że Burbonowie – ród w końcu niemłody, a nawet stary – cechują się krwią czerwoną.
Dlaczego więc w większości języków Europy błękitna krew stanowi atrybut przypisywany arystokratom?
Wina, jak się wydaje, leży po stronie południowych sąsiadów francuskich eksperymentatorów – mianowicie Hiszpanów. Ci od VIII wieku mieli poważne problemy z arabskimi najeźdźcami i – co tu dużo ukrywać – okupantami znacznej części Półwyspu Iberyjskiego. Arabowie, poza najeżdżaniem i okupowaniem, zajmowali się na terenach dzisiejszej Hiszpanii rozmaitymi rzeczami. A to tworzyli cuda architektury, a to prezentowali Europie zapomniane w Starożytności dzieła Arystotelesa we własnym przekładzie, a jeszcze kiedy indziej “szli i mnożyli się” z lokalnymi pięknościami (czemu się nie dziwimy, gdyż wystarczy obejrzeć dowolny mecz ligi hiszpańskiej i zwrócić uwagę na przebitki z trybun, by zrozumieć nagłe zadurzenie wyznawców Mahometa).
Amory te – i temu również niezbyt się dziwimy – niezbyt podobały się starym, kastylijskim bonzom, którzy za wszelką cenę chronili swe rody przed wszelkimi kontaktami z obcymi i ich krwią. I to właśnie owi kastylijscy arystokraci z czasem zaczęli się chełpić swoją błękitną krwią (hiszp. sangre azul). Skąd jednak ten pomysł? Wyobraźmy sobie ciemnoskórego potomka Araba i iberyjskiej piękności rozmawiającego z paniczem pochodzącym z jednego ze starych, kastylijskich rodów. Ten drugi, chcąc udowodnić swoją “czystość” pokazuje na żyły – te, na tle jasnej skóry arystokraty wydają się błękitne, podczas gdy żyły rozmówcy… No cóż, do błękitu brakowało mu zazwyczaj kilka odcieni. Na ten sposób werbalnego pognębienia najeźdźcy Kastylijczycy wpadli mniej więcej w XIII wieku.
Dawno temu spotkałem się z naszym (nie napiszę polskim bo prawdopodobnie takie samo wyjaśnienie można spotkać w większość krajów naszej części świata) tłumaczeniem, iż błękitna krew (żyły) bladych arystokratów, spędzających życie we wnętrzach, różniła się od krwi (żył) pracującego na roli, a zatem mocno ogorzałego słońcem, pospólstwa.
Kto wie, być może Wschód i Zachód wymyśliły błękitną krew równolegle, czy jakby napisał intelektualista, kongenialnie. Faktem jest jednak, że do języka angielskiego wyrażenie blue blood trafiło bardzo późno, bo dopiero około roku 1830.
Na zakończenie ciekawostka, potwierdzająca, że ludzie przyznający się do posiadania błękitnej krwi nie zawsze traktowani są z sympatią. W rewolucyjnej Rosji (kolejny naród eksperymentatorów) bławatnoj (niebieski) stosowano wobec przestępców skazywanych za najcięższe zbrodnie. Skojarzenie z “niebieskim ptakiem” jest jednak chyba nie na miejscu, gdyż ci wywodzą się z biblijnego obrazu o tych ptakach niebieskich, co to “nie sieją ani żną, a Ojciec niebieski je żywi”.