Pani pozwoli…

Zapewne wszyscy mieli z nim kontakt – zimny, nieprzyjemny, a jednak pożyteczny. Posługują się nim tak znane w świecie medycyny postacie jak dr Gregory House, dr Meredith Grey, a także dr Zofia Burska.  Przez większość ignorowany i niedoceniany, w większości wypadków niesprawiedliwie.  Stetoskop.

Angielska (i ostatecznie polska) nazwa lekarskich słuchawek – stethoscope - pochodzi od greckiego słowa stethos, z dodanym przyrostkiem scope (przyrząd do patrzenia), mającego swe źródło w greckim skopein “patrzeć”. Stethos oznacza “pierś” lub “klatkę piersiową”.  Skąd wzięło się to słowo?

Otóż w roku 1816 młody, francuski lekarz, Rene-Theophile-Hyacinthe Laennec (1781-1826), przyjmujący w pierwszym na świecie szpitalu pediatrycznym, paryskim Hopital Necker, miał do czynienia z pacjentką uskarżającą się na problemy z sercem. Zaczął od tradycyjnego opukania jej pleców, uważnie przysłuchując się dźwiękom. Niestety nie zdało się to na wiele, gdyż mimo że szpital był dziecięcy, a pacjentka młoda, zdążyła już nabrać stosownie opływowych kształtów oraz rozmiarów i opukiwanie pleców, jeśli nawet wywoływało jakiekolwiek dźwięki, to zupełnie nie pozwalało na diagnozę schorzenia. Cóż począć? Kulturalny Laennec, nie mógł przecież przytulić policzka do stethos owej korpulentnej młodej damy. Oddajmy głos samemu medykowi:

Przypomniał mi się wtedy pewien szeroko znany i prosty fakt z dziedziny akustyki (…) Przyszło mi na myśl, jak wyraźnie słyszymy drapanie w drewnianą listewkę, gdy przytkniemy ucho do drugiego jej końca. Pokierowany tą ideą natychmiast zwinąłem kilka kartek papieru w rulon. Jeden z końców tak powstałej tuby przystawiłem w rejonie serca pacjentki, do drugiego przysunąłem ucho. Bez zaskoczenia, choć z wielkim zadowoleniem okazało się, że w ten sposób byłem w stanie usłyszeć pracę serca kobiety z wyrazistością, jakiej nie miałem nigdy osłuchując metodami tradycyjnymi. – De l’Ausculation Mediate (1819)

Swój wynalazek, po zmianie materiału z papieru na drewno, Laennec ochrzcił stetoskopem właśnie. Jako, że były to czasy gruźlicy (na którą zresztą w siedem lat po opublikowaniu cytowanego traktatu, zmarł nasz bohater) tego rodzaju przyrząd od razu zyskał sobie uznanie wielu lekarzy i na stałe zajął poczesne miejsce w medycznym arsenale. Nowoczesne, zakładane na dwoje uszu słuchawki, które zastąpiły drewnianą tubę wynalazł w 1851 urodzony w Wexford, irlandzki lekarz i podróżnik Arthur Leared (1822-1879).

Gotham

Jeśli ktoś widział filmy, czytał komiksy lub książki o niejakim Batmanie wie zapewne, że nietoperzasty superbohater zmagał się z nieprawościami świata naszego w przeogromnej metropolii zwanej Gotham.  Nie wszyscy zapewne wiedzą, że Gotham nie jest nazwą, która powstała w wyobraźni twórcy Batmana – Boba Kane’a, lecz jest jednym z określeń – chciałoby się napisać “przezwisk” – nadawanych przez Amerykanów Nowemu Jorkowi.

Nowy Jork po raz pierwszy został nazwany Gotham przez amerykańskiego pisarza i historyka, Washingtona Irvinga. W 1807 roku Irving opublikował satyrę na nowojorską socjetę i życie kulturalne  zatytułowaną “Salmagundi” (ta nazwa oznacza mięsno-warzywno-kwiatową sałatkę, bez określonego składu, za to zawsze mocno różnorodną – odpowiednik polskiego “bigosu” jeśli chodzi o określenie zbieraniny rozmaitości), której rozdział 109 zatytułowany został:

OF THE CHRONICLES OF THE RENOWNED AND ANTIENT CITY OF GOTHAM

czyli:

KRONIKI SŁYNNEGO I STAROŻYTNEGO MIASTA GOTHAM

Chodziło, rzecz jasna,  o Nowy Jork właśnie.

Co skłoniło Irvinga do nadania Nowemu Jorkowi tej właśnie nazwy? Być może podpowiedzią będzie dla nas podtytuł owego rozdziału: “How Gotham City conquered was, and how the folk turn’d apes”. (“O podboju Gotham City i o tym, jak ludzie w małpy się zmienili.”) Jak widzimy Irving nie miał zbyt wysokiego mniemania o mieszkańcach Nowego Jorku. Dlaczego jednak pisząc swój paszkwil wybrał tę akurat nazwę? Może pomoże nam tu nieco etymologii. Słowo to w staroangielskim oznaczało “zagrodę dla kóz”. Czyli jednak wciąż nadal wiemy niewiele więcej. Cóż bowiem za różnica, kozy czy małpy? I jedno i drugie mądrością nie grzeszy, przynajmniej w potocznym ludzkim mniemaniu.

Na szczęście na pomoc przychodzi nam tutaj angielska legenda, którą Irving, będący wielkim przyjacielem sir Waltera Scotta, zapewne znał. W 1460 roku powstała na Wyspach kompilacja opowieści o wieśniakach zamieszkujących osadę Gotham (miejscowość o tej nazwie istnieje w Nottinghamshire, choć nie jest do końca pewne, czy legendy mówią właśnie o niej). Chłopi ci znani być mieli ze swej prostoty i “głupoty okazującej się w efekcie mądrością”. Znaczy cechowali się tym, co chętnie dziś określamy mianem “zdrowego, chłopskiego rozumu”.

Najsłynniejszą opowieścią o “przygłupkach z Gotham” jest ta, w której wieśniacy dowiadują się, że król Jan bez Ziemi (wróg Robin Hooda, monarcha, który podpisał słynną Magna Carta) postanowił objechać swoje włości. Czy było to polowanie, czy kwestia zaczerpnięcia świeżego powietrza, nikt dziś nie jest pewny. Ważne za to jest, że w myśl ówczesnych obyczajów, zarówno króla jak i jego nieodłączną świtę liczną jak działacze PZPNu towarzyszący naszej dzielnej jedenastce, utrzymywać musieli mieszkańcy miast i wiosek, w których królewski kaprys upatrzył sobie miejsce postoju.

Gotham było niezbyt zamożną osadą, więc szczwani chłopi umyślili, że w dzień monarszej wizyty udawać będą głupków.  Gdy więc przednia straż królewskiego orszaku dotarła do ich wioski, zdumieni rycerze ujrzeli wieśniaków wielce zajętych topieniem węgorza w stawie. Pojechali kawałek dalej i zobaczyli grupę trzymających się za ręce mężczyzn, stojących kręgiem wokół krzaka. Jeden ze zbrojnych spytał:

- Co wy tam robicie?

- Ten słowik śpiewa tak pięknie, że nie chcemy go wypuścić – odparł chłop-meloman z przekonaniem.

Zadziwieni rycerze wrócili do króla Jana, którego poinformowali, iż osada gdzie zamierzają się zatrzymać, zamieszkana jest przez samych wioskowych głupków. Zniesmaczony monarcha przemyślał sprawę i ominął Gotham, dzięki czemu wieśniacy uratowali  swoje zapasy na zimę przed zakusami żarłocznej świty.

Opowieść ładna, choć prawda o mieście Batmana wygląda o wiele bardziej prozaicznie. Bill Finger, scenarzysta komiksu szukając nazwy dla opisywanej metropolii poszukiwał jej, przeglądając książkę telefoniczną. W pewnej chwili trafił na nazwę “Gotham Jewelers”…