Prawdziwy koszmar

Jeśli nie brać pod uwagę weekendów, nie sypiam ostatnio zbyt dobrze. W snach przychodzą do mnie najdziksze obrazy grozy i przestrachu, których szczegółów czytelnikom oszczędzę.  Zamiast jednak wywalać koszmarne pieniądze na psychoterapeutów postanowiłem poddać moje koszmary anglicyzacji i etymologizacji. To zawsze pomaga.

Koszmar to dla anglosasów nightmare. Przez długi czas dziwowałem się temu słowu, jako że wygląda dziwnie. Night to rzecz jasna noc, co pasuje jak ulał, ale mare? Mare to przecież klacz i choć “nocna klacz” jest niezwykle poetyckim obrazem, wizją która przywołuje wszystkie licealne fantazje o pędzie, wietrze i “Wichrowych wzgórzach”, do koszmaru pasuje jak, nie przymierzając, pięść do nosa.

I – przyznaję – w błędzie żyłem. W błędzie, z którego w ramach poprawiania jakości własnego snu, zaraz się razem z wami wydobędę.

Okazuje się bowiem, iż w tym wypadku mare nie odnosi się do samicy konia. O nie. Ta mare jest bowiem czymś o wiele bardziej groźnym i dręczącym.  W staroangielskim bowiem, mare znaczyło tyle, co łaciński incubus. Czym jest incubus? Otóż jest to demon, zły duch, pod postacią pociągającego mężczyzny nawiedzający Bogu ducha winne kobiety i albo zmuszający je do odrażających aktów, albo po prostu duszący je we śnie. Mare wywodzi się z protogermańskiego maron i praindoeuropejskiego mora. Oba słowa według fachowców mają wspólny rdzeń mer, oznaczający “ścierać, krzywdzić, chwytać”. Zbitka nightmare pojawiła się w angielskim pod koniec XIII wieku, ale sens “złego snu” zyskała sobie dopiero w roku 1829, a dwa lata później po raz pierwszy odnotowano wystąpienie tego słowa w znaczeniu “ciężkiej, wyjątkowo niepomyślnej sytuacji”.

Istnienia owych nightmares, tudzież incubusów, ludzkość świadoma była od dawna. Godfryd z Monmouth (1100-1154), walijski mnich i kronikarz, autor “Historii królów Brytanii” (Historia Regnum Britanniae, 1136) jednemu z nich przypisywał ojcostwo znanego z mitów arturiańskich czarodzieja Merlina - matką miała być walijska księżniczka. Incubusem miał też być niejaki Lilu - ojciec Gilgamesza, bohatera sumeryjskich eposów. Święty Augustyn w swoim “O państwie Bożym” (15.23) twierdzi, że dowodów na niecną wobec czcigodnych kobiet działalność incubusów jest tyle, że nie można podawać w wątpliwość ich prawdziwości. Trwały również zagorzałe dyskusje na temat płodności owych demonów. Święty Tomasz z Akwinu utrzymywał na przykład (w “Summie teologicznej”), iż same w sobie incubusy nie są w stanie spłodzić z kobietą potomstwa, lecz są na tyle złośliwe, iż przed dokonaniem nocnej napaści na kobietę, przyjmując postać żeńską, pobierają nasienie od mężczyzn i tymże nasieniem zapładniają poddane później ich mocy panie. Godfryd z Monmouth kwestię przemilcza.

Oczywiście mare ma też całkiem pokaźną ilość krewnych i znajomych w polszczyźnie. Pierwszym i najbardziej oczywistym jest nocna mara (wręcz idealna kalka nightmare), znamy też zmory, mór, a nawet Marzannę. Nie można tu również nie wspomnieć wiersza jednego z mistrzów polszczyzny, który co prawda dość daleko odszedł od tradycji średniowiecznej, ale ze swadą opisywał swojego Dusiołka (pamiętajmy, że incubusy dusiły):

Ogon miał ci z rzemyka,
Podogonie zaśz łyka.
Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie -
Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie!

(Bolesław Leśmian “Dusiołek”)

Innym fragmentem, który wypada tu przytoczyć choć jest z nieco innej beczki, jest cytat z eseju ojca etymologii polskiej, Aleksandra Brucknera, który w 1897 roku w pracy “Mitologia, jej dzieje, metoda i wyniki” tak pisał o źródłach mitów.

(…) źródłem mitów staje się (…) człowiek sam. Najpierw w stanie nienormalnym: więc przywidzenia jego senne, mianowicie uczucia, wywoływane przez zmorę, która dusi i pieści, przybiera kształty dzikie i szorstkie, lub piękne i lubieżne, przemienia się i znika (…)

Koszmar źródłem kultury?

late 13c., “an evil female spirit afflicting sleepers with a feeling of suffocation,” compounded from night + mare “goblin that causes nightmares, incubus,” from O.E. mare “incubus,” from mera, m?re, from P.Gmc. *maron “goblin,” from PIE *mora- “incubus,” from base *mer- “to rub away, harm, seize” (cf. first element in O.Ir. Morrigain “demoness of the corpses,” lit. “queen of the nightmare,” also Bulg., Serb., Pol. mora “incubus;” Fr. cauchemar, with first element is from O.Fr. caucher “to trample”). Meaning shifted mid-16c. from the incubus to the suffocating sensation it causes. Sense of “any bad dream” first recorded 1829; that of “very distressing experience” is from 1831.

Uwaga grypa!!!

Dziś, dołączając się do ogólnej paniki i rozhisteryzowania mediów, przyjrzymy się bliżej problemowi grypy. Grypy bezprzymiotnikowej, więc pamiętajmy, że poniższe wskazówki i objaśnienia stosują się do wszystkich rodzajów tej morderczej choroby.

A zatem – maseczki włóż!

Przeciętny Anglik czy Amerykanin nazwie grypę słowem, które równie dobrze mogłoby być pseudonimem egzotycznej tancerki – flu. To jednak tylko skrót od pełnej nazwy ptasio-świńskiego mordercy, brzmiącej influenza.

Anglosasi influenzę podebrali Włochom, w których mowie słowo to oznacza “wpływ” – podobnie zresztą jak angielskie influence. Oba te słowa mają wspólnego przodka w średniowieczno-łacińskim influentia, również oznaczającego wpływ (czegoś do czegoś). Klasyczny czasownik influo znaczył właśnie “wpływać” (jak rzeki do mórz, morza do oceanów itd.) lub “dostawać się dokądś/wciskać niepostrzeżenie”.

Angielskie influence początkowo zaczerpnęło swój sens z tego ostatniego i – będąc terminem ściśle astrologicznym – oznaczało eteryczną, emitowaną przez gwiazdy substancję, dzięki której ciała niebieskie oddziałują na ludzi. Dzisiejsze znaczenie influence jako “posiadania mocy do zmiany stanu rzeczy, czy też wywoływania określonych skutków” zyskało sobie popularność dopiero w XVI stuleciu.

Włoska influenza jednak obrała sobie inną ścieżkę rozwoju kariery i zaczęła oznaczać nagły, epidemiczny wybuch choroby (o której spowodowanie, rzecz prosta, podejrzewano gwiazdy). Przykładowo influenza di febbre scarlattina oznaczało po prostu wybuch epidemii szkarlatyny. To zastosowanie influenzy także notujemy od wieku XVI., a dokładniej od roku 1504, kiedy doszło w ówczesnej Italii do epidemii choroby, uznawanej dziś za grypę.

Dużo większa epidemia przetoczyła się przez Europę (nie omijając Anglii) w latach 1742-1743. Włosi, zgodnie ze swym półtorawiecznym zwyczajem, nazwali ją influenza di catarro. Anglicy, tradycyjnie mający kłopot z językami obcymi, przejęli tę nazwę jedynie częściowo i niedokładnie, ponieważ uznali słowo influenza za nazwę samej choroby.

Żeby jeszcze bardziej ułatwić sobie życie, od czasów wiktoriańskich okroili influenzę jeszcze bardziej, nazywając ją flue, a potem już współczesnym flu.

Maseczki zdejm!