Illinois i lektury

Mimo, że jakoś nie przekonują mnie takie blogowe zabawy, to dobrze się w zasadzie stało, że Hoko wywołał mnie do tablicy. A to dlatego, że etymologia nazwy stanu Illinois jest pozbawiona większych zawiłości, odniesień, zakrętasów znaczeniowych czy też innych aberracji sensu.

Słowo illinois jest francuską transkrypcją wyrazu z jednego z algonkińskich dialektów (prawdopodobnie był to dialekt nazywany dziś Miami-Illinois) Indian amerykańskich, zamieszkujących mniej więcej obszar dzisiejszego stanu. Brzmiało ono (a w każdym razie tak wygląda jego dzisiejsza, anglosaska transkrypcja) ilenweewa i wywodzi się z proto-algonkińskich cząstek elen - “zwyczajny” i we - “mówić”. Ilenweewa oznacza więc “tych którzy mówią normalnie, po naszemu”.

No cóż, słowo się rzekło, czas ankietę wypełnić:

O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?

Najchętniej o takiej, kiedy nie jestem zmęczony czytaniem tego, co sam tłumaczę, nie chce mi się spać i mam chwilę czasu. Praktyka wskazuje na najróżniejsze pory – bez wskazania na jakąkolwiek.

Gdzie czytasz?
Przy komputerze (zawodowo), w łóżku, autobusie i przy stole (przyjemnościowo)

Jeśli czytasz (na leżąco) w łóżku, to czytasz najchętniej na plecach czy na brzuchu?
Na plecach! W brzuchu odkłada mi się wtedy golonka i nie mogę jej gnieść.

Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Nie rozumiem? Czy jeśli odpowiem, że powieści, poezję i prace filozoficzne, to będzie odpowiedź pasująca do zadanego pytania?

Jaką książkę ostatnio kupiłeś?

Wiktor Pielewin “Kryształowy świat”

Co czytałeś ostatnio?

Aleksander Ochocki “Filozofia i burze dziejowe”

Co czytasz aktualnie?
Wiktor Pielewin “Kryształowy świat”

Poza tym ja mam z czytaniem taki problem, że czytając zawodowo po te 6-9 godzin dziennie coraz mniej mam energii na czytanie dla relaksu. Trochę to przekleństwo, bo za młodu zawsze chciałem “robić coś przy książkach” a kiedy już się udało, to okazuje się, że ta sama praca od książek odgradza… Cóż, dialektyka pragnienia i spełnienia…

Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
Zakładek. Starych (albo aktualnych) biletów, oddartych z cudzych (bądź swoich) gazet skrawków papieru, ulotek… Żadnych “zakładkowych” zakładek…

Ośle rogi? – a fe!

Co sądzisz o książkach do słuchania?
Sądzę, że książki są do czytania. Niemniej to świetna sprawa dla uczących się języków obcych i dla niewidomych. Poza tym – nie drażnią mnie, ale zupełnie nie rozumiem… Lubię sobie książkę pomacać, wymiętosić, poczuć jej skórę-fakturę… A zresztą ja bez przerwy słucham muzyki, więc nie miałbym jak słuchać książek…

Co sądzisz o e-bookach?
Fatalnie się czyta z ekranu. Kiedy wreszcie powstanie jakiś sensowny e-papier tudzież e-bookowy odpowiednik empetrójek, to czemu nie.  Choć nie wierzę, by papier i druk wyginęły zupełnie.

No to ja lecę…

Post coitum…

omne animal triste est.

Zawsze mnie ta sentencja zastanawiała. Dlaczego stworzenia po stosunku miałyby być tak bezwzględnie smutne? Okazuje się jednak, że etymologia może pomóc spojrzeć na nią w nieco innym świetle.

Angielskie słowo sad - smutny – pochodzi od staroangielskiego saed, oznaczającego “syty, zaspokojony, nasycony”. Podobne słowa oznaczające mniej więcej to samo – uczucie spełnienia, nasycenia znajdujemy także w niemieckim – satt - czy duńskim – zad. Jest też łacińskie satis (dość, wystarczy) litewskie sotus, czy staroirlandzkie saith. Wszystkie one mają swe źródła w praindoeuropejskim rdzeniu sa- “zaspokojony, zadowolony”.

Wedle badaczy znaczenie słowa sad ewoluowało przez “ociężały” (pomyślmy tu o najedzonym człowieku), “ciężki”, “bardzo czymś zmęczony” i dopiero w okolicach roku 1300 nabrało sensu “nieszczęśliwy”.  Inni wskazują, że z “ciężkiego” stało się “niezłomnym, twardym” po czym “poważnym” od którego też do smutnego nie jest już daleko. Nowoczesne znaczenie sad wyparło staroangielskie unrot - zaprzeczone rot oznaczające “radosny, wesoły”.

Sad może też oznaczać “nędzny, żałosny” i to znaczenie notowane jest w angielskim od roku 1899.

Związek narzuca się prawie od razu.  Post coitum omne animal triste est znaczyłoby więc zarazem, że stworzenia po stosunku są smutne ale zarazem zaspokojone. Jest tylko jedno ale – nie mamy jeszcze pewności, co do etymologii łacińskiego tristis. Co więcej pobieżne przejrzenie źródeł wskazuje, że etymologia ta nie została ustalona. Choć jest ślad prowadzący do czasownika tero oznaczającego trzeć, ścierać, zużywać. I tu nasze pokrewieństwo zaspokojenia ze smutkiem spłyciłoby się w skojarzeniu ze smutkiem fizycznego zużycia, wyczerpania .

Co ciekawe – Spinoza napisał w Tractatus de Intellectus Emendatione (ok. 1656-61):

Nam quod ad libidinem attinet, ea adeo suspenditur animus, ac si in aliquo bono quiesceret; quo maxime impeditur, ne de alio cogitet. Sed post illius fruitionem summa sequitur tristitia, quae si non suspendit mentem, tamen perturbat et hebetat.

Co możemy z grubsza oddać jako:

Co się zaś tyczy zmysłowej przyjemności, to rozum nurza się w niej bez reszty jakby w czymś prawdziwie dobrym i nie jest w stanie zająć się niczym innym poza nią. Po spełnieniu jednakże ogarnia go najwyższy smutek, który co prawda nie zawiesza wszelkiego myślenia, niemniej mąci je i przytępia. (tłum. G.K.)

To wydaje mi się być kolejnym przyczynkiem do “teorii tożsamości spełnienia i smutku”. zauważmy bowiem, że charakteryzujące spinozjańską summa tristitia “mętność i przytępienie myśli” występuje również po sutym posiłku. Być może więc dawni ludzie za naturalny (a zatem i radośniejszy) stan uznawali nie-nasycenie? Podczas, gdy spełnienie – rozleniwiające, osłabiające instynkty i umysł – powolne i ociężałe, nieruchome uważali za smutne?