Pink

Słowo pink w języku angielskim – podobnie zresztą jak wiele innych – występuje jako czasownik, a także jako rzeczownik i przymiotnik.

W znaczeniu czasownikowym pink oznacza “przebijać, robić dziury, wycinać w ząbki, robić szarpane brzegi” i jako takie pojawia się około roku 1307, być może jako konstrukcja z romańskiego rdzenia pinc (por francuskie piquer i hiszpańskie picar) ostatecznie sięgającego łacińskiego pungere “kłuć, ranić”.  Z czasownikowym pink spotykamy się np w nazwie pinking scissors/shears (ząbkujące nożyce) – czyli nożyczki, które na ostrzu mają “piłkę”.

Jako rzeczownik słowo pojawia się w angielszczyźnie w 1573 roku i jest wtedy (teraz zresztą takoż) nazwą goździka. Kwiat ten otrzymał tę nazwę albo z powodu swoich “szarpanych” płatków (co zgadzałoby się z czasownikowym znaczeniem słowa) albo z holenderskiego pink - mały – poprzez wyrażenie pinck oogen – dosł. “małe oczy”, które to mogło być według niektórych fachowców pierwotną nazwą goździka. Nota bene angielsko-szkocki pinkie - mały palec u ręki – pochodzi z tego samego holenderskiego źródłosłowu; pinkje to po prostu zdrobnienie od pink.

Przymiotnikiem różowy - co stanowi chyba najpopularniejsze znaczenie słowa – stał się angielski pink od mniej więcej 1680 roku, nazwę koloru – pink jako róż - notujemy od 1733.

Pink-eye (różowe oko) to zapalenie spojówek, a to see pink elephants (dosł. widzieć różowe słonie)  czyli widzieć białe myszki – po alkoholu – pojawia się po raz pierwszy u Jacka Londona w powieści “John Barleycorn albo wspomnienia alkoholika” z 1913 roku.

Niestety różowego słonia nie zobaczy już nigdy Richard Wright, muzyk grupy Pink Floyd. Zmarł dziś i już nie zagra.

Ahoj! Hello!

No więc tak – niestety wróciłem już ze słonecznych Bieszczad, w których nie było ani śladu po burzach pustoszących nadwiślański kraj, ani żadnych innych geo- i polityczne wyładowania wliczając. Pięknie było, choć Połoniny – Połoniny niebieskie – zatłoczone jak, nie przymierzając, Marszałkowska.

Jeśli tłok, to ludzie, a jeśli ludzie, to z każdym wypada się szlakowo przywitać. i tu zaczął się problem. Bo fajnie jest mówić cześć, co 10 minut. Fajnie jest mówić cześć co minut 20. Ale kiedy należałoby witać się w ten sposób co minut 1 albo i mniej (bo tam naprawdę tłoczno bywa), to zaczyna się nie tylko oddech tracić, ale i nudzić. Zaczęliśmy więc pozdrawiać turystyczną brać innymi powitaniami- w rodzaju – hej, dzień dobry czy moje uszanowanie. Potem sięgnąłem pamięcią do słowozasobu mojego dziadka i w ruch poszło serwus (które to słowo nota bene uwielbiam i strasznie żałuję, że jakoś powoli odpływa w językowy niebyt). Jeszcze później przez chwilę stosowaliśmy – z uwagi na bliskość Ukrainy – priwiet oraz – z uwagi na bliskość Słowacji – ahoj. I byliśmy z siebie tacy dumni, że hej, pókinie zobaczyliśmy (usłyszeliśmy) czegoś absolutnie nowatorskiego. Jakiś pan – widocznie równie znudzony mechanicznym w tych warunkach powtarzaniem cześć – nagrał sobie to słowo na komórkę i mijając towarzyszy na szlaku naciskał tylko przycisk. Nowatorskie, proste i genialne. Oczywiście była to – jakby pewnie napisał Walter Benjamin – reprodukcja techniczna i wszelka aura zostaje w niej utracona, ale urzekło mnie w tym to, że być może ten facet, był jedynym z tłumu, który zachował się po ludzku tj. ułatwił sobie sprawę przy pomocy narzędzia. A inni zdegradowali się do maszynek powtarzających cześć

Ale, ale! ja tu miałem krótki wstęp napisać, a zaczynam niepotrzebnie się unosić… A zatem – potem wieczorem zacząłem się zastanawiać – Dlaczego  Czesi witają się przy pomocy słowa ahoj i co to ma wspólnego z morskim pozdrowieniem, które anglicy zapisują ahoy? I oto, co wyszło z tego zastanowienia:

Otóż oba ahoje są w istocie jednym i tym samym. Czesi i Słowacy zaadaptowali sobie angielskie, żeglarskie pozdrowienie w latach 30ych XX wieku. Stało się to za sprawą ludzi młodych – skautów, wędrowców, turystów – którzy to właśnie wtedy ruszyli masowo na szlaki i “nieoficjalna młodzieżowa wymiana kulturalna” stała się faktem. Dlaczego wybór naszych południowych sąsiadów padł akurat na pozdrowienie żeglarskie pozostaje tajemnicą, choć kusi mnie osobiście myśl, że wydawało im się ono atrakcyjne właśnie dlatego, że sami morza nie mają. Ciekawostką jest też, że istnieją zapisy stwierdzające, iż już w jakach 90ych XIX stulecia słowem ahoj Czesi popędzali konie w zaprzęgach.

A skąd ahoj - tj. ahoy w angielskim? Znajdujemy je na przykład w powieści przygodowej, znanego już czytelnikom tego bloga Szkota Tobiasa Smoletta (1721- 1771) W – także już cytowanym na tych łamach – dziele The Adventures of Peregrine Pickle (Przygody Peregryna Pikla- 1751) jeden z bohaterów słyszy “okrzyk bardziej jeszcze nieokrzesany niż poprzedni”:

Ho! the house a-hoy! – Hej, tam w domu, ahoj! lub Hej, Dom! Ahoj!

Samo słowo ahoy ma bezpośredniego przodka w jeszcze starszym, prawdopodobnie średniowiecznym hoy – będącym po prostu sposobem zapisu nieartykułowanego okrzyku. Pierwszym autorem, który przedstawił go w piśmie był czternastowieczny poeta języka średnioangielskiego William Langland (1330 – 1386), a dokonał tego w swym podstawowym (czy raczej przypisywanym sobie) dziele Widzenie o Piotrze Oraczu (William’s Vision of Piers Plowman) . Okrzyku tego używano przy pasaniu świń i bydła lub, w celu zwrócenia na siebie czyjejś uwagi – co oznacza, że – mimo, że na polskich wsiach nikt (chyba?) nie woła za krową “hej!”) – to jest to zasadniczo to samo słowo.

Okrzykiem hoy posługiwali się także marynarze, pozdrawiający się z przepływających obok siebie statków, i z czasem dodali przedrostek a, który miał prawdopodobnie wzmocnić wymowę całości.

Ciekawostką być może, że inny Szkot, wynalazca telefonu, Alexander Graham Bell (1847-1922) proponował, by marynarskiego pozdrowienia ahoy używać pozdrawiając rozmówcę odbierającego telefon. I tu płynnie przechodzimy do innego telefonicznego powitania, czyli Hello!

Etymolodzy wywodzili hello z wielu różnych źródeł: sugerowano, że może być to skrót staroangielskiego pozdrowienia whole be thou (dosł. bodaj byś cały był) lub biblijnego (Łukasz 1:28, Mateusz 27:14) Hail, Thou! (święć się/bądź pochwalony). Inni twierdzą, że słowo to pochodzi od wcześniejszego hullo, które początkowo używane było także – poza funkcją powitania -  jako wyraz zaskoczenia. W rozdziale 8 “Olivera Twista” Dickensa, gdy Oliver spotyka młodego złodziejaszka Jacka Dawkinsa o pseudonimie the Artful Dogder (kto zna polski przekład, niech podpowie, jak oddano to po polsku), ten podchodzi do niego i wita się słowami:

Hullo, my covey! What’s the row?

(Cześć, brachu, jak tam życie? – to także mój przekład, bo nie mam Twista po polsku)

Oczywiście w liczbie poprzedników hello nie mogło zabraknąć hallo (1840), od którego mogło się przedostać przez wersje hollo, a także holla, holloa, halloo, halloa. Hollo było okrzykiem, którego używali myśliwi zobaczywszy zwierzynę.

Możliwe także, że hello wywodzi się od nieużywanego już holla (stop/przestań/zatrzymaj), które z kolei pochodziło ze starofrancuskiego jeszcze hola.

I nie zapominajmy o staroangielskim czasowniku haelan oznaczającym leczyć, ratować, zdrowieć, pozdrawiać, oddawać cześć, które jest pokrewne niemieckiemu pozdrowieniu heil i innym zbliżonym słowom w językach germańskich.

No to hello!