O Holender!
Jako, że piękne polskie i dalszoeuropejskie autostrady zawiodą mnie wkrótce do Amsterdamu (to się musiało tak skończyć, skoro tłumaczę pod rząd trzy książki, których akcja rozgrywa się właśnie tam) na nowo mnie uderzyło, że Anglosasi Holandię nazywają co prawda the Netherlands, ale samych Holendrów (i – z wielką literą – ich język) określają już mianem dutch. Jedna z tych zagadek, na które patrzymy codziennie i boimy się zapytać.
Słowo dutch pojawiło się w języku angielskim około roku 1380. Używano go wtedy na określenie wszystkich nacji germańskich (kojarzymy niemieckie słówko Deutsch?). Wyłącznie Holendrów zaczęto tym mianem określać ok. roku 1600. Trafiło ono do angielskiego ze staroniderlandziego duutsch, które z kolei wywodzi się od staro-wysoko-niemieckiego wyrazu duitisk, odpowiadającego staroangielskiemu theodisc (należący do ludu) od theod – “lud, rasa, naród”, które to ma swoje żródła kolejno w protogermańskim theudo – “ludowy, narodowy” z praindoeuropejskiego rdzenia teuta- “lud” (porównajmy tu wyrazy takie jak teutoński, staroirlandzkie tuoth - ludzie, starolitewskie tauta - ludzie, czy staropruskie tauto - kraj.
Dutch w charakterze nazwy języka odnotowany został w 786 roku w korespondencji pomiędzy urzędnikami Karola Wielkiego a dworem papieża Hadriana I w odniesieniu do konferencji kościelnej, która odbyła się w Mercji (część Anglii), czyli mianem tym określono staroangielski. Dopiero dwa lata później spotykamy to słowo już w bardziej właściwym miejscu, tj jako nazwę stosowaną w odniesieniu do języka niemieckiego (a nie każdego germańskiego) Jeszcze potem znaczenie słowa objęło także użytkowników tegoż języka (w niemieckim do XIII stulecia na określenie Niemiec używano przodka dzisiejszego słowa Deutschland, brzmiącego Diutisklant.
XVII stulecie przyniosło zawężenie sensu do Holendrów i holenderskiego, co miało związek z wyodrębnieniem się Holandii jako bytu politycznego, na dodatek zaciekle konkurującego z Anglią.
Dawny sens słowa przetrwał w określeniu Pennsylvania Dutch, którym Amerykanie nazywają osiadłych w Pensylwanii Niemców. Od roku 1608 notujemy użycie słowa dutch (w sensie przymiotnikowym) jako pejoratywne określenie, stosowane przez użytkowników jęz. angielskiego na wszystko, co gorsze, podlejsze, słabsze, odstępujące od normy (którą to normę, rzecz jasna, wyznaczają sami Anglicy – pamiętajmy, że oni się w tamtym okresie bardzo nie lubili. Widzimy to do dzisiaj w wyrażeniach dutch treat (holenderska gościna) – określenie sytuacji, gdy każdy płaci sam za siebie (np w restauracji), dutch courage (holenderska odwaga) – brawura poalkoholowa, dutch uncle – zrzęda, ktoś nadmiernie surowy, wymagający i dutch wife – prostytutka, termofor tudzież gumowa ‘lalka z seks-shopu’, dutch auction (holenderska aukcja) – aukcja, podczas której ceny spadają zamiast rosnąć. Generalnie Anglicy uznawali Holendrów za istoty skąpe i egoistyczne.
Holendrzy, którzy od dawna angielski znają bardzo dobrze, doskonale rozumieli, że słowo dutch nabrało w angielszczyźnie negatywnego odcienia, co zaowocowało w 1934 roku oficjalnym, rządowym zakazem używania tego pojęcia w państwowych dokumentach.
Torlin wrote:
Strasznie to skomplikowane z tą Holandią, Nederlandami i Dutch. Wszystkie te nazwy mają po 1.000 lat, nie chce mi się przepisywać, to daję link
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_etymologii_nazw_pa%C5%84stw#Holandia
I są jeszcze Zagłoby Niderlandy.
Posted on 23-Apr-08 at 9:06 pm | Permalink
zeen wrote:
Aukcję holenderska – piekielny wynalazek, miałem okazję poznać. Pozostałych nie znałem, dzięki
Posted on 23-Apr-08 at 9:20 pm | Permalink
a cappella wrote:
Moje ulubione:
The Dutch have taken Holland! – Też mi odkrycie Ameryki!
i
I’m a Dutchman if… – jestem (kiep), jeśli…
(Wciąż się słyszy, ale raczej z ust starszego pokolenia).
A poza tym wczoraj w Owczarkowej Budzie (czyli blogu ‘Hau!’ w Politykowej gminie Blogi Wielkie
) Internautka Ana z Krainy Wiatraków pokazała zdjęcia z wycieczki do ichniego słynnego parku Keukenhof – hektary kwiecia (nie tylko tulipany i hiacynty) zaaranżowanego tak wspaniale, że Pan Gospodarz mógłby spróbować się skusić (o tej porze roku
) – naturalnie, jeśliby czas i odległość pozwoliły
Posted on 24-Apr-08 at 7:29 am | Permalink
komerski wrote:
Ależ ja się daję kusić z wielką łatwością. Zwłaszcza kwiatami
Natomiast co do odległości i czasu, to będę musiał się skonsultować – z atlasem i nie tylko. Ale zdjęcia przepiękne i myślę, że “nie tylko” byłaby zachwycona, gdyby i atlas się zgodził 
A dziś gruchnęła wiadomość, że nasza prezydentowa dostała swoją odmianę tulipana…
Posted on 24-Apr-08 at 7:36 am | Permalink
PAK wrote:
Biedne tulipany
Choć to i tak lepiej, niż gdyby dostał jakąś prezydent.
Ale, ale — tak się właśnie dziwię, że poprawność polityczna to stary wynalazek, skoro już w 1934 roku zakazano używania słowa dutch w dokumentach państwowych. (Ale przecież znalazłyby się i starsze przypadki zapewne.)
Posted on 24-Apr-08 at 8:32 am | Permalink
komerski wrote:
PAK: Ja nie do końca wiem, czy to już kwestia poprawności politycznej. Niemcy w sporządzanych przez siebie dokumentach w naszym języku, też jak sądzę rzadko piszą o mieszkańcach Szwabii “Szwaby”
A to trochę podobny wypadek, choć rzeczywiście nie tożsamy.
Posted on 24-Apr-08 at 8:36 am | Permalink
komerski wrote:
A i jeszcze – tulipany może nie biedne, ale właśnie od kilkunastu minut wyobrażam sobie holenderskiego (albo i anglojęzycznego) hodowcę, który wchodzi do sklepu i próbuje powiedzieć: “Marię Kaczyńską” poproszę.
Posted on 24-Apr-08 at 8:44 am | Permalink
GP wrote:
Ciekawe czy Theoden z Władcy Pierścieni też ma ten związek. Podejrzewam, że Tolkien świadomie i w związku z tymi powiązaniami znaczeniowym takie mu dał imię.
Posted on 24-Apr-08 at 8:57 am | Permalink
komerski wrote:
GP: witam w roli komentatora (jeśli będzie kolega grzecznie podawać zawsze te same dane, co teraz, to już nie będzie żadnej moderacji)
A co do Theodena to i tak i nie. Theoden w staroangielskim to po prostu “król, przywódca” ale rdzeń jest ten sam, bo król to przecież “wiodący ludzi”.
Posted on 24-Apr-08 at 9:08 am | Permalink
PAK wrote:
1) Jest różnica między poczuciem tego, co wypada (a tak rozumiem Szwabów), a co jest oficjalnie zabronione (dutch). Dlatego napisałem o ‘politycznej poprawności’, choć faktycznie ona zwykle sprowadza się do tego ‘co wypada’.
2) Hodowca może to napisać na kartce i podać… Inna sprawa, że łatwo o literówkę w nieznanym języku. (Wiem, bo kiedyś był problem — bibliotekę u nas obsługuje pani, skądinąd przesympatyczna, która nie dość, że nie zna angielskiego, to jeszcze nie jest Polką… A czasem musi przepisać ten, czy ów tytuł…)
Posted on 24-Apr-08 at 12:58 pm | Permalink
PAK wrote:
PS. Co do literówek, oczywiście sam stanowię przykład jeszcze lepszy
Posted on 24-Apr-08 at 12:59 pm | Permalink
dru' wrote:
Czy tautologia to będzie kraj słów?
A t(h)eolog to może król logiki?
Posted on 24-Apr-08 at 3:05 pm | Permalink
Cyprian Vaxo wrote:
Jest jeszcze holenderska kąpiel, wspominana przez podróżników po Indonezji, zwanej ówcześnie Indiami Holenderskimi:
“Wanna krótka, bardzo wysoka, ściany dziwnie szorstkie, a woda całkiem nie grzana”. Dopiero po wyjściu z łazienki podróżnik dowiedział się, że zabrudził zapas wody dla całej rodziny na tydzień, należało namydlić się, i polać wodą zaczerpniętą z owej wanny.
Cóż, co kraj to obyczaj.
Posted on 24-Apr-08 at 4:30 pm | Permalink
Torlin wrote:
Chyba największy, i to negatywny związek, miała Polska z Holandią właśnie w Indonezji. Mało teraz poprawny politycznie Górnicki opowiadał, że zaczął w końcu chodzić w koszulce z nazwą Poland, żeby Indonezyjczycy nie mylili z Holland. Jak oni nienawidzili Holendrów.
Posted on 24-Apr-08 at 6:37 pm | Permalink
komerski wrote:
@Cyprian: Tylko czy to rzeczywiście wyłącznie holenderska przypadłość? Mi się wydaje, że w XVII wieku, to w ogóle w Europie mycie się nie było w modzie. Nie pamiętam, gdzie czytałem (u Clavella?), że Chińczycy jeszcze w XIX w musieli się szczególnie zmuszać, żeby dłużej wytrwać w towarzystwie szacownych, brytyjskich śmierdziuchów…
Posted on 25-Apr-08 at 10:20 am | Permalink
pjj wrote:
No i jeszcze “to go dutch”, co, jak się okazuje, ma dwa znaczenia: każdy płaci za siebie albo każdy płaci równą część — w drugim przypadku lepiej zamawiać droższe rzeczy niż inni, w pierwszym — już niekoniecznie
Ponieważ to mój pierwszy wpis, więc skorzystam z okazji, żeby rzec: piękne dzięki za ten blog, o bardzo interesujących sprawach Pan tu pisze.
Posted on 25-Apr-08 at 5:37 pm | Permalink
komerski wrote:
@pjj: Dziękuję za miłe słowa i przepraszam za długie przetrzymanie w poczekalni. Podobnie jak w przypadku GP to się nie powinno już powtórzyć
Będę musiał w tej Holandii uważać z zamawianiem
Posted on 25-Apr-08 at 10:27 pm | Permalink
Jolinek51 wrote:
Japończycy do tej pory kąpią się w jednej wannie a jeśli jesteś gościem to kapiesz się pierwszy …
komerski dobry czas by zwiedzać kwiatowy kraj … może będziesz miał czas na to …
Posted on 26-Apr-08 at 9:41 am | Permalink
komerski wrote:
Kwiatowy, kwiatowy… Ja się nastawiam na cebulę i śledzie
Ale tak, skoro tutaj jest tak pięknie, jak u mnie za oknem, to tam musi być jeszcze bardziej urokliwie…
Posted on 26-Apr-08 at 9:51 am | Permalink
pmk wrote:
Akurat z “to go Dutch” chodzi o holenderskie przysłowiowe skąpstwo.
Wśród holendrów nawet krąży ponoć dowcip, że po podaniu holendrowi ręki należy policzyć ile ci palców zostało.
W mojej współpracy z Holendrami, a pracuje w polskim oddziale firmy właśnie stamtąd, zauważyłem, że Holendrzy mają dziwne poczucie humoru.
Czy ktoś mi może powiedzieć o co jednemu takiemu mogło chodzić, kiedy w prezentacji napisał, że Holandia to studzienka ściekowa Europy (“sewer pit of Europe”)?
Posted on 29-Apr-08 at 5:22 pm | Permalink