Kolorado
Nazwa stanu Kolorado (Colorado) ma najprawdopodobniej najbanalniejszą historię, z dotychczas opisywanych. Kiedy 28 lutego 1861 roku, prezydent USA James Buchanan podpisywał ustawę, na mocy której powstawało identyczne co do granic z dzisiejszym stanem, Terytorium Kolorado (Territory of Colorado) wierzono, że tam właśnie ma swe źródła rzeka Colorado. Słowo colorado pochodzi z hiszpańskiego i oznacza tyle, co zabarwiony. Nazwę tę nadał rzece – z powodu rdzawobrązowego szlamu niesionego jej wodami – hiszpański odkrywca nazwiskiem Juan de Onate w 1605 roku.
Choć napisałem nieściśle, albowiem Hiszpan nadał tę nazwę odnodze rzeki, która nosi obecnie nazwę Colorado Chiquito, czyli Małe Kolorado. Główny fragment rzeki nazywał się pierwotnie Rio del Tison. Tą nazwę przypisał jej w 1540 roku inny konkwistador, mianowicie jeden z oficerów służących pod rozkazami Francisco Vasqueza de Coronado, kapitan Melchior Diaz. Rio del Tison to po polsku Rzeka Pochodni i wzięła się stąd, iż opisywani przez Diaza “niezwykle wysocy i silni” ludzie zamieszkujący nadrzeczne tereny, podróżowali z zapalonymi pochodniami, które pomagały im rozpalać ogniska, nawet przy niesprzyjającej pogodzie.
Amerykanie natomiast nazywali ją Grand River, która to nazwa obowiązywała aż do 25 lipca 1921 roku. Dopiero wtedy, po przemianowaniu rzeki, w stanie Kolorado popłynęła rzeka Colorado. Jak to możliwe, że przez ponad pół wieku sprytni jankesi żyli w błędzie? Nie mam pojęcia.
dru' wrote:
Niektórzy ze sprytnych jankesów szukają Iraku w Australii i twierdzą, że Francja wspiera terroryzm. Rzeka to przy tym mały pikuś.
Posted on 05-Mar-08 at 12:20 am | Permalink
a cappella wrote:
Jest też (ponoć) sporo Jankesów, przekonanych, że London to jeden ze stanów USA…
Posted on 05-Mar-08 at 9:02 am | Permalink
komerski wrote:
A capella – A nie jest???
Posted on 05-Mar-08 at 9:06 am | Permalink
a cappella wrote:
Ooops, faktycznie, jest tam gdzieś taki stan, który się nazywa podobnie do jakiejś stolicy… nie mam pod ręką mapy, ale on będzie w kącie północno-zachodnim… to musi być ten London…
Posted on 05-Mar-08 at 10:01 am | Permalink
komerski wrote:
London… London… Nie mam..jest Lądek, Lądek Zdrój… Londona nie ma…
Posted on 05-Mar-08 at 10:03 am | Permalink
dru' wrote:
Ja pamiętam rozmowę rodaków w autobusie kursującym na linii Londyn-Katowice.
- Ja byłem w Londynie, a ty gdzie?
- W Irlandii.
- Aha… (niezręczna cisza)
- To jest taka wyspa.
- Aha. A daleko od Londynu?
W zasadzie to dobrze, że nie przeklinał.
Zdanie, które mi utkwiło w pamięci z ostatniej wizyty na wyspach to było: “You know they only say: “Kuwa, ja piedole, kuwa, ja piedole.”
Posted on 05-Mar-08 at 10:37 am | Permalink
komerski wrote:
O Dru! To ty mi powiedz, ile się tam jedzie autobusem? Bo ja nie latam, a w końcu chętnie bym stolicę świata zobaczył. 36 godzin starczy?
Posted on 05-Mar-08 at 10:41 am | Permalink
zeen wrote:
dru’
czyżby tam częściej używano tych słów niż tu? Albo tu nie wydają się tak zauważalne jak tam….?Kuwa, ja piedole…”
Posted on 05-Mar-08 at 2:11 pm | Permalink
Hoko wrote:
Czyli Colorado to taka “żółta rzeka”
Jak to “kuwa” się po angielsku wymawia?
Komerski, czyżbyś miał lęk wysokości?
Posted on 05-Mar-08 at 3:26 pm | Permalink
komerski wrote:
Hoko: A i owszem. Straszliwie nie lubię sytuacji, kiedy do ziemi mam dalej niż parę pięter… Brrr…
Otóż będę strzelał – “kuwa” wymawia się po angielsku mniej więcej “kała”… Choć możliwa jest też mniej zwyczajna wymowa typu “kuła”. Niektórzy powinni jeszcze pamiętać słynny okrzyk Marka Knopflera z piosenki – bodajże – Money For Nothing: Uwa Mumba (Uła Mumba)
Posted on 05-Mar-08 at 4:39 pm | Permalink
Hoko wrote:
A ze spadochronem?
Z “money…” to ja tylko gitarowy wstęp pamiętam
Posted on 05-Mar-08 at 5:44 pm | Permalink
pmk wrote:
ja bym stawial raczej na “Coova”
Posted on 05-Mar-08 at 9:48 pm | Permalink
komerski wrote:
PMK: Tak, to oni by tam to napisali, ale Hoko pytał, jak by czytali ‘kuwa’
Hoko: Spadochron? Sam sobie skacz!
Posted on 05-Mar-08 at 10:25 pm | Permalink
a cappella wrote:
Jako weteranka z piętnastoletnim stażem podróży do Londynu informuję:
1.Przejazd z Krakowa nad Tamizę autokarem zabiera 20-24h. Moja pierwsza podróż trwała 27h i było to do zniesienia
2. Co do uczenia wymowy znanego polskiego słowa tabu (?) – nie doceniają Państwo umiejętnosci dydaktycznych Rodaków. 1 listopada 1996 przyszło nam wracać stopem z wycieczki do Winchester. I drugi pan kierowca, w polskich słowach i wyrażeniach pozyskanych od swoich pracowników, zademonstrował iście szkołę pewnego krakowskiego dyrygenta, który kazał był wymawiać ‘r’ w Gloria (Vivaldiego) z taką pasją, jakbyśmy rzucali właśnie ‘tym’ słówkiem. Tak i tu – perfekcyjne wielokrotne zwarcie ‘r’, prawie-polskie ‘u’…
Zresztą na Wyspach jest moda na uczenie się pojedynczych słów w oryginalnej wymowie… Kraków, Budapeszt, Mumbai, Beijing…
Posted on 05-Mar-08 at 11:13 pm | Permalink
pmk wrote:
tak jak to bys przeczytal po angielsku
/ku:va/
Posted on 06-Mar-08 at 1:17 am | Permalink
Torlin wrote:
A nie lepiej i wygodniej przeczytać “zakręt”?
A tak naprawdę to Kolorado odkryli polscy osadnicy z Szydłowca, którzy ziemie te nazwali “koło Radomia”, które po latach się skróciło i uprościło.
Posted on 06-Mar-08 at 8:12 am | Permalink
Napoleonid wrote:
Grand River- uwielbiam amerykańską skłonność do poetyckich określeń zarówno nazw geograficznych jak i rzeczy codziennego użytku
Posted on 06-Mar-08 at 3:06 pm | Permalink
dru' wrote:
Komerski, podejdź do sprawy racjonalnie. Prawdopodobieństwo, że bus skończy wyprawę w rowie jest większe. A przejazd eurotunelem przyprawiał mnie o większe dreszcze niż przelot samolotem.
Posted on 06-Mar-08 at 6:06 pm | Permalink
a cappella wrote:
Gospodarzu, faktycznie należy podejść do sprawy racjonalnie
Samolot to dziewiąty cud świata (ósmy to rower). Ale przejazd Eurotunelem też jest fajny. A i prom niczego sobie (te klify Dover: kwatera wojenna Churchilla, dalej motywy szekspirowskie… Król Lear i te klimaty…)
Wszelkie statystyki przemawiają oczywiście za samolotem.
Samolotem bywa ‘mrożąco’ (dla wrażliwych), jeśli trzeba ‘poczekać’ w przestworzach na slot do lądowania… huśta się wtedy toto ze skrzydełka na skrzydełko pomiędzy niebem a morzem (albo: niebem, lądem i morzem). Ale beczek ani korkociągów jeszcze nie robią – a mogliby, dla zabicia czasu…
Posted on 06-Mar-08 at 7:10 pm | Permalink
komerski wrote:
Kochani moi, ale co ja poradzę, że od momentu, w którym aeroplan odrywa kółka od ziemi, czuję się niczym ta ryba co z wody ją hak wędkarza wyrywa? Statystyki, matematyki, wygody, widoki – ja to wszystko wiem. Ale to zupełnie pozaracjonalna sprawa. Mam w życiu dwie fobie – pająki i samoloty. I szczycę się nimi
Wbrew statystyce!
@ Napoleonid: – W Stanach jest – o ile dobrze pamiętam – 5 Grand Rivers.
Skromnisie.
Posted on 07-Mar-08 at 1:04 am | Permalink
dru' wrote:
Komerski, nie latać w dzisiejszych czasach samolotem, bo się ma fobię, to zwyczajny snobizm.
Jeśli już musisz jechać autobusem zabierz sobie kogoś inteligentnego do rozmowy. W grupie ludzi, która jedzie zwiedzać Anglię od kuchni możesz czuć się nieco wyobcowany. Ktoś, kto na pytanie “gdzie aktualnie jesteśmy?” będzie w stanie udzielić innej odpowiedzi niż “w autobusie” lub “w Unii”, może być bardzo pomocny.
Posted on 07-Mar-08 at 11:01 am | Permalink
Hoko wrote:
Pająki też? He he he…
Posted on 07-Mar-08 at 11:34 am | Permalink
komerski wrote:
Dru – Owszem, taki plan istnieje. W najgorszym wypadku wezmę książki.
A dobry snobizm nie jest zły
Hoko – Śmiej się, śmiej. Nie wiesz, jakie one są straszliwe
Posted on 07-Mar-08 at 3:17 pm | Permalink
zeen wrote:
SpiderHoko?
Posted on 12-Mar-08 at 4:19 pm | Permalink
a cappella wrote:
W autokarach miedzynarodowych nie da się czytać. Lecom filmy. Czasem dobre, czasem holiłudzkie, czasem z Brusem Łilisem, czasem po kilka razy te same dla danego podróżnego. Kolega oglądał 6 razy ‘Rozmowy kontrolowane’ na trasie Kraków-Lille (a nie kursował tam za często… gorzej, zawsze bardzo potrzebował tego czasu na przejrzenie doktoratu czy habilitacji, które miał recenzować).
(znaczy – przyjmowane było z dobrodziejstwem inwentarza)
A ja się starałam mocno zmęczyć/niedospać, by mnie sen zmógł ponad tym całym hałasem. Wszystko co nadto jest (=udało się przeczytać, wysłuchać) – od dobrego jest
Posted on 12-Mar-08 at 7:51 pm | Permalink
Hoko wrote:
Jak lecą filmy, to ja bym wolał iść na piechotę
Albo rowerem.
A gdzie ten telewizor stoi? Może jakby z tyłu usiąść, toby się dało wytrzymać?
Posted on 13-Mar-08 at 11:30 am | Permalink
dru' wrote:
Nic z tego Hoko. Najczęściej są dwa (jeden w połowie autobusu). A głośność jest tak ustawiona, że jak ostatecznie decydujesz się oglądać to i tak nic nie słychać, a jak chcesz jednak poczytać to dźwięki skutecznie zagłuszają myśli.
Ja mam na to sposób. Wrzucam na mp3 Loreenę i mam spokój, bo przy tym czytać potrafię. Alternatywa to wykłady z Berkeleya. Też dobre do słuchania.
Posted on 13-Mar-08 at 12:28 pm | Permalink
komerski wrote:
No to może choć spać się da?
Posted on 13-Mar-08 at 3:24 pm | Permalink
a cappella wrote:
Jest tako, jako rzecze Dru’ – dwa monitory, często fonia dla przygłuchych…
-turka
Pozostaje samolot… Tam nastawisz sobie film w laptopie, zanim się skończy – podchodzenie do lądowania… pełna
Posted on 13-Mar-08 at 6:34 pm | Permalink
Komerski o słowach » Ajdacho wrote:
[...] Z całą pewnością natomiast, po raz pierwszy zastosowano tę nazwę nazywając tak w 1860 miasteczko na terenie dzisiejszego stanu Kolorado – pełna nazwa brzmiała Idaho Springs. W tym samym roku rozpoczęto oficjalny proces tworzenia terytorium (coś jakby pre-stan) w rejonie Pike’s Peak i nazwa Idaho stanęła do konkursu. Konkurs wygrało jednak słowo colorado (które w naszym cyklu już się pojawiło) [...]
Posted on 19-Oct-08 at 12:10 pm | Permalink