Ar(Kansas) z bonusem
Dwa stany USA mają wspólny ze sobą źródłosłów – Arkansas i Kansas. Arkansas to nazwa rzeki, która z kolei została ochrzczona nazwą jednego ze szczepów plemienia Dakota - Quapaw. Indianie Quapaw zwani byli w początkowym okresie kolonizacji Akancea, Acansea, Acansa, Akansa - i wreszcie przez Francuzów Arkansa. Zamykające nazwę s to po prostu końcówka liczby mnogiej. Quapaw oczywiście sami siebie nazywali Quapaw - nazwę (a)kansa nadali im Indianie posługujący się językiem algonkińskim. A w nazwie oznacza grupę etniczną, szczep, kansa tymczasem, to nazwa własna jednej z gałęzi plemienia Dakotów, oznaczająca ludzi żyjących w dole rzeki, południowy wiatr, lub ludzi południowego wiatru. Inny dakocki szczep – właśnie kansa - stał się źródłem nazwy stanu Kansas.
—
Jako, że dziś tak krótko i bez anegdotek, pozwolę sobie opowiedzieć historię z życia (własnego) wziętą. Otóż jak pewnie niektórzy z Was wiedzą odbywałem niedawno wojaże. Pociągiem. Pociągiem, który jedzie m.in przez Kraków. Kraków jako jedna z niewielu atrakcji turystycznych nad Wisłą, przyciąga wielu obcokrajowców, w tym i Anglików. I zdarzyło się tak, że właśnie w tym mieście dosiadł się do mojego przedziału jeden z takich panów – biznesmen z czystym akcentem oksfrodzkim (a przynajmniej uniwersyteckim) i fatalną polszczyzną (ale i tak brawa dla przyjezdnego za podjęcie walki).
Po wymianie zdawkowych “dżendobry” i tym podobnych – pan Anglik zajął się prowadzeniem przez komórkę biznesu, a ja lekturą. W pewnym momencie pojawił się – nic w tym dziwnego – konduktor. Ale nie sumiasty, nie grubawy. Nie. Pachnący, młody, śliczny, w czystym mundurze. Kobiety chyba mówią na takich “chłopiec jak malowanie”. No i fajnie. Zaczyna się sprawdzanie biletów. I nagle pan Anglik prosi chłopca konduktora, by ten zwrócił uwagę na jego bilet, ponieważ jest to bilet łączony na relację Kraków-Warszawa i Warszawa-Toruń i pan Anglik obawia się, czy mu chłopiec konduktor nie “skasuje” całości. Obawa zrozumiała i słuszna – wszak pan Anglik prowadząc interesa w naszym kraju niejedną paranoję widzieć już musiał. Niestety, prośbę swoją wyraził w naszym języku (brawa za podjęcie walki) i nie został przez konduktora chłopca zrozumiany ani w ząb.
Jak się pewnie domyślacie powołanie we mnie natenczas zaiskrzyło i już jąłem się sposobić to tłumaczenia w obie strony, gdy chłopiec konduktor odzywa się w te słowa:
- Speak English.
Niewtajemniczonych informuję, że polski konduktor poprosił angielskiego przybysza, by ten posłużył się swoim własnym językiem. Poprosił go niezbyt może ładnie – wypadałoby dodać please, gdyż tak brzmi to trochę jak “Mów po angielsku” a z please od razu znaczyłoby “Ależ proszę mówić po angielsku, ja świetnie pana zrozumiem.” – ale i tak wybałuszyłem oczy, podniosłem szczękę z ziemi i zdążyłem nawet pomyśleć parę hymnów pochwalnych na cześć słusznej linii naszej władzy. Coś takiego widziałem pierwszy raz. Polski urzędnik odzywa się po angielsku. Ba! Z własnej woli chce ulżyć doli turysty! Cuda!
Na takie dictum pan Anglik uśmiechnął się promiennie i powtórzył swą prośbę w języku Churchilla. Z naprawdę pięknym akcentem, tak brytyjsko-wyedukowanym, że ja w życiu nie powiem tak ani zdania…
Chłopiec konduktor posłuchał, popatrzył (przypominam, że prośba brzmiała mniej więcej: Czy mógłby pan nie kasować całości mojego biletu? Chciałbym móc jeszcze dojechać z Warszawy do Torunia) popatrzył i posłuchał, po czym wzruszył ramionami :
- No, I don’t know – odpowiedział.
Głowa mi opadła, anielskie chmury zamilkły. Radość przestała być iskrą bogów. On nie wie, czy może, czy nie może!
I zastanawiam się nad jednym – bo jestem absolutnie przekonany, że konduktor nie chciał powiedzieć “nie rozumiem”, on chciał powiedzieć to co powiedział – “nie wiem” – po to, żeby nie przyznać się do niezrozumienia tego, co usłyszał od Anglika. Otóż nie wiem, dlaczego on (ten konduktor) wolał zrobić z siebie osła w ten sposób niż przyznać się do niezrozumienia? To źle pojęta “asertywność językowa”? Bezczelność? Głupota? Nieśmiałość?
Hoko wrote:
Nie no, konduktor myślał pierwej, że zrozumie, a że nie zrozumiał, o co tamtemu chodziło, to i powiedział, że nie rozumie. Chyba wszystko zrozumiałe?
Posted on 15-Dec-07 at 1:05 pm | Permalink
zeen wrote:
Przecież formułka: “no nie wiem…” w urzędniczych ustach zawsze wyrażała oczekiwanie na poparcie prośby petenta przez odpowiedni bakszysz. Otóż to znakomity przykład, że znajomość języków nie oznacza jeszcze możliwości porozumienia….
Posted on 15-Dec-07 at 1:21 pm | Permalink
komerski wrote:
No właśnie nie Hoko. Powiedział, “Nie wiem” gdyby powiedział “nie rozumiem” to ja bym zrozumiał i nie byłoby nieporozumienia
zeen -sugerujesz, że konduktor chciał zająć Anglikowi bilet i oddać go w stanie nienaruszonym pod warunkiem dodatkowej składki na związki zawodowe?
Posted on 15-Dec-07 at 1:27 pm | Permalink
Torlin wrote:
Takie drobiazgi (ja Komerski nie wiem, jak się zachowywać. Czy Ciebie interesują te drobne poprawki? Bo ja to robię ze szczerego serca, ale jeżeli mi będzie zarzucone, że się czepiam, to ja się wycofuję) wg mojego słownika.
Nazwa plemienia brzmiała “Kanza”, w słowniku “lud mieszkający po stronie wiatru południowego”, byli to Siuksowie.
Plemię Indian wg pierwszych eksploratorów francuskich nazywało się “Alkansia” lub “Alkansas”.
A nie wziąłeś pod uwagę, że chłopak znał angielszczyznę trochę, ale w wersji amerykańskiej? Słyszałem, że Amerykanie żądają dubbingowania angielskich filmów, gdyż są niezrozumiałe dla normalnego człowieka mówiącego po angielsku.
Posted on 15-Dec-07 at 2:09 pm | Permalink
pmk wrote:
Dubbingowanie angielskich filmów na amerykanski brzmi fajnie ale jest malo prawdopodobne. To tak jakby, powiedzmy, sztuke teatru telewizji nagrana w Krakowie dubbingowac na mazowieckie narzecze naszego pieknego jezyka. Fakt, niektore slowa, czy zwroty sa rozne, ale to wciaz ten sam jezyk.
Nie ma wiec roznicy czy konduktor mowil po angielsku, czy po amerykansku. Bilet to w koncu tak samo “ticket” w ktorymkolwiek narzeczu.
a tak na marginesie, to przykladem zdolnosci jezykowych naszego PKP jest sytuacja, gdzie ani w okienu pytasie obcokrajowca “ticket dokąd?”
Posted on 15-Dec-07 at 2:49 pm | Permalink
Torlin wrote:
PMK!
Ja nie kpię! Słyszę bez przerwy od znajomych, że w Anglii ich angielski najlepiej rozumieją Hindusi, Pakistańczycy, a Anglicy po prostu nie rozumieją, co się do nich mówi. Ja angielskiego nie znam, ale mam słuch i od razu wiem, czy to coś, to mówi Amerykanin, czy Anglik. Wybacz, ale pomiędzy tymi językami jest o wiele większa różnica w języku i w wymowie, niż pomiędzy Małopolską a Mazowszem. Bo nas różni jedynie wyjście na dwór/na pole, kotlet schabowy i czarna jagoda/borówka. A reszta jest to samo.
Posted on 15-Dec-07 at 6:33 pm | Permalink
dru' wrote:
Ta… Mnogość angielskich wersji angielskiego jest jak myślę tak wielka jak żadnego innego języka.
W samym Dublinie akcentów jest 3 z czego jeden taki, że ja człowiek chwalący się praktyczną znajomością angielskiego nie rozumiem z niego *ani jednego* słowa. Podkreślam raz jeszcze: ani jednego.
W samej Irlandii jak twierdzą tambylcy jest akcentów kilkadziesiąt. Co się musi dziać na sąsiedniej wyspie to nawet sobie nie wyobrażam.
Posted on 15-Dec-07 at 6:47 pm | Permalink
Jolinek51 wrote:
Ci Indianie to romantyczny naród …. takie ładne nazwy … “południowy wiatr” …
ludzie głowy sobie łamią nad pochodzeniem słowa …. a tu taka zwykła rzecz … ktoś seplenił … ktoś źle usłyszał … ktoś źle zapisał …
Posted on 15-Dec-07 at 8:11 pm | Permalink
ramzel wrote:
Może po prostu ten konduktor źle zrozumiał przedstawiany mu problem? I w konsekwencji rzeczywiście nie wiedział, co może zrobić?
Bardzo prawdopodobna jest też możliwość, że wstyd mu było do błędu (niewiedzy) się przyznać. Zwłaszcza w takim towarzystwie.
Posted on 15-Dec-07 at 8:38 pm | Permalink
komerski wrote:
Torlin – Aniele stróżu mój – jak zwykle dziękuję za czujność, niemniej tym razem wydaje mi się, że trochę zbyt po aptekarsku mnie potraktowałeś. Primo – oczywiście, że w polskim słowniku masz napisane “kanza”. Pierwsze ‘s’ w słowie ‘kansas’ przypomina bowiem w wymowie raczej polskie ‘z’ niż polskie ‘s’ – mówimy ‘kanzas’ nie ‘kansas’. A ja na blogu podaję pisownię angielską – jako że zajmuję się etymologią angielskich wyrazów, nie polskich. I trzeba o tym pamiętać. Także w wypadku wyrazów pochodzących z języków trzecich, właśnie takich jak ‘kansa’.
Secundo – podana przez ciebie wersja ‘alkansia’ . Pamiętaj proszę, że Indianie nie pisali. Mówili coś i biali starali się to zapisać. Każdy w swoim języku. W Twoim słowniku ‘l’ pojawia się najpewniej dlatego, że żaden Francuz nie wymówi ‘r’ i to oddali autorzy słownika. Końcówka ‘-sia’ zaś, to nic innego jak moja końcówka ‘sea’ w polskiej transkrypcji.
Tertio – Co do Sjuksów (w ang. Sioux) Twój słownik się myli. Sami ci Indianie nazywali siebie Dakota (dosł. sprzymierzeni) a francuskie/angielskie/polskie ‘sioux’ pochodzi z algonkińskiego (tak nazywali Dakotów Odżibwejowie/Czipewejowie) wyrazu Nadouessioux, czyli ‘małe węże’.
Co do konduktora: ilość wersji angielskiego ma tu o tyle niewiele do rzeczy, że Anglik naprawdę mówił ślicznie. Jakby z BBC się urwał. A konduktor – jasne że miał prawo nie zrozumieć, zżymam się wyłącznie na to, że zamiast powiedzieć “nie rozumiem” szedł bezczelnie w zaparte, jakby sądząc, że uratuje twarz.
Posted on 16-Dec-07 at 11:54 am | Permalink
pmk wrote:
Torlin,
jasne, ze da sie usłyszeć czy dany tekst mówi Brytyjczyk, czy Amerykanin. W końcu to są dwa różne akcenty tego samego języka. Mamy też akcent irlandzki, australijski i chociażby polski.
Wciąż jednak to jest ten sam język, podkreślam to raz jeszcze.
To, że “naszych” rozumieją głównie Pakistańczycy, to nie jest wina akcentu amerykańskiego, czy brytyjskiego, tylko umiejętności językowych mówiących.
To jest tak jak z tym konduktorem. Anglik mówił do niego po polsku, a ten nie zrozumiał o co chodzi. Czy sądzisz, że było tak, bo Anglik zaciągał jakby był z kresów?
Posted on 16-Dec-07 at 4:05 pm | Permalink
Hoko wrote:
Skoro konduktor nie rozumiał Anglika, to może też i nie rozumiał co sam mówi – znaczy, wydawało mu się że rozumie, a nie rozumiał… czyli źle rozumiał… A zresztą myślicie że taki konduktor to ma łatwo? Toż to stres jest, to i się nie ma co dziwić, że człowiek języka zapomina…
Posted on 16-Dec-07 at 9:21 pm | Permalink
Hoko wrote:
PS
Grunt, że był trzeźwy!
Posted on 16-Dec-07 at 9:21 pm | Permalink
zeen wrote:
Jest jeszcze jedna możliwość, która włosy jeży na łbie: Anglik udawał znajomość angielskiego a komerski mu w tym wtórował….
Posted on 16-Dec-07 at 10:24 pm | Permalink
Jolinek51 wrote:
ja to myślę, że ten konduktor naprawdę nie wiedział co zrobić z takim biletem …. ale gdyby powiedział to po polsku to wszyscy by zrozumieli a tak przeszedł na angielski i liczył, że nikt nie zrozumie …
Posted on 17-Dec-07 at 12:08 am | Permalink
PAK wrote:
Być może konduktor nie zrozumiał problemu, zwłaszcza, że zwracając się bez please sugerował słabą znajomość angielskiego.
Na ile znam PKP:
1) konduktor uważa, że sprawa jest tak oczywista, że nie ma sensu zadawać pytania, więc w pytaniu chodziło o coś innego;
2) nie ma takiego problemu — pieczątka na bilecie związana jest z konkretnym pociągiem i konduktorzy uznają pieczątki sprzed przesiadki, jako właściwe uzupełnienie estetyki biletu. (Najczęściej zapewne wcale tego nie sprawdzają, chyba że bilet wyda się im jakiś dziwny. Mój znajomy kiedyś testował na to konduktorów i słabo wypadali — koło 10-20% sprawdzeń.)
Posted on 17-Dec-07 at 10:43 am | Permalink
Hoko wrote:
Pamiętam jak kiedyś jeździłem liniami mocno regionalnymi konduktor sprawdzałl tylko tych, których wzrokowo nie rozpoznawał
Posted on 17-Dec-07 at 4:38 pm | Permalink
zeen wrote:
Linie mocno regionalne –
Ja też takimi jeździłem, ale to było w czasach, kiedy jeszcze była kolej żelazna
Posted on 17-Dec-07 at 9:34 pm | Permalink
Hoko wrote:
U mnie wciąż jest żelazna. Tylko podkłady drewniane
Posted on 18-Dec-07 at 6:57 pm | Permalink
excelsior wrote:
Witam wszystkich fachowców! Przez 5 lat byłem pracownikiem drużyn konduktorskich w PKP Intercity (konduktor, kier.poc.) i doskonale wiem jak kiepska jest znajomość języka przez obsługę pociągów EC i IC (despite others). Przyjmowani są ludzie z kolejowych rodzin (mama w biurze, tata maszynista) bez predyspozycji do wykonywania tego zawodu. Znajomość języków, które deklarują młodzi konduktorzy nie jest weryfikowana. Wtedy właśnie wychodzi jak wychodzi.
Wielokrotnie rozwiązywałem wszelkie problemy anglojęzycznych podróżnych co spowodowało, że zawodowy angielski mam na przyzwoitym poziomie, wygłaszałem profesjonalne (czytaj – formalne i przesadnie grzeczne) komunikaty w języku ang, niem i czeskim.
W ww. sytuacji bez pytań bym po angielsku uspokoił podróżnego, podał wszystkie szczegóły o pociągu z Wawy do Torunia, a przed Warszawą podałbym ewentualne opóźnienie i zmiany peronów.
Wiem że to rzadkość, sam nie byłem lubiany przez kolegów za zapowiadanie po angielsku, a nie po angielskiemu. Powodem tak złego stanu rzeczy jest system wynagrodzeń na pkp. Młody konduktor przez pierwszy rok zarabia ok 1600 zł netto…
Po 5 latach może zarabiać do 2500 zł. netto i to tylko mając “dobre trasy” i dwie niedziele w miesiącu.
Zmęczyła mnie jazda, siedzę teraz w centrali PKP IC na Grójeckiej i odpowiadam na complaints in English.
aha! od czerwca w eurocity usłyszycie nagrane komunikaty a dodatkowe informacje będą czytać kierownicy poc. mając nagrane do odsłuchu wszystkie teksty.
pzdr
Posted on 12-Apr-08 at 2:28 pm | Permalink