Inspektor Gadżet

Gadżet - albo gadget - jedno słowo wiele zabawy. Każdy je lubi – zwłaszcza mężczyźni, choć, jeśli trzymać się definicji PWN (“niewielki przedmiot, zwykle niepełniący funkcji użytkowej”) to tak naprawdę w ich kolekcjonowaniu celują kobiety.

Podobnie jak w wypadku wielu słów, z którymi mieliśmy już przyjemność, istnieje kilka wersji wypadków, co do pochodzenia tego terminu. Zacznijmy od tych ładniejszych.

Pewien staruszek mieszkający pod Brighton, a będący przez wiele długich lat szoferem Rudyarda Kipligna utrzymywał, że słowo gadget wymyślił jego pan nie wcześniej i nie później tylko w roku 1904 w książce pod tytułem Traffics and Discoveries (przetłumaczmy ten tytuł roboczo jako “Wędrówki i odkrycia”), w której pada zdanie Steam gadgets always take him that way (bardzo luźno oddajmy to jako – “Od zawsze miał fioła na punkcie tych nowoczesnych parowych gadżetów.”) To nieprawda. Kipling rzeczywiście używał tego słowa – być może nawet to on jest ojcem chrzestnym jego popularności – ale wynalazcą nie był na pewno. Dużo wcześniej niż autor “Księgi dżungli” stosowali je żeglarze.

Inna wersja wydarzeń była podobno taka – Otóż nowojorską statuę wolności wykuwała w trudzie i znoju (pomiędzy rokiem 1880 a 1883) francuska firma Gaget, Gauthier & Cie. Pan Gaget jest przez niektórych podejrzewany o wykonanie brązowych miniaturek pomnika, z których każda miała na spodzie wytłoczone nazwisko – Gaget. Każdy chciał mieć jedną z tych statuetek – zupełnie tak, jak dziś każdy chciałby mieć iPoda – i stąd miało powstać nowe słowo.

To też jednak nieprawda. Na wiele lat przed powstaniem statui wolności słowa tego – mimo Kiplinga i Gageta używali żeglarze.

Skąd ci żeglarze?

Otóż żaglowce składają się (i składały) z niezliczonej ilości części, z których każda ma – lub powinna mieć – swoją nazwę. Niestety – żaglowcami nigdy nie zawiadywali uniwersyteccy profesorowie, ani też zwycięzcy konkursów “Mózg roku”. Marynarzom zdarzało się zapominać, lub też po prostu nie wiedzieć, jaką dana część statku nosi nazwę. Mówili wtedy na nią – tak, zgadliście – gadget, choć wtedy słowo to wyglądało inaczej: gadjet - czyli po polsku “teges”, “dynks”, “to coś” lub “wihajster”. Oxford English Dictionary notuje takie użycie słowa od około 1850 roku.

Skąd żeglarze – u których być może w trakcie którejś ze swych podróży zapożyczył się sam Kipling – wzięli to piękne słówko? Gâchette po francusku oznacza jeden z elementów zamka (nie tego z wieżami, ale tego w działach) Gagee, z kolei to “niewielkie narzędzie lub mechanizm”. A Francuzi też – i to nierzadko – bywali żeglarzami.

Niejaki Robert Brown w swojej publikacji Spunyarn and Spindrift, A sailor boy’s log of a voyage out and home in a China tea-clipper ( Morska bryza i takielunek – Dziennik chłopca okrętowego z podróży do Chin i z powrotem na herbacianym kliprze) napisał:

“Then the names of all the other things on board a ship! I don’t know half of them yet; even the sailors forget at times, and if the exact name of anything they want happens to slip from their memory, they call it a chicken-fixing, or a gadjet, or a gill-guy, or a timmey-noggy, or a wim-wom – just pro tem., you know”

(I jeszcze spamiętać te wszystkie nazwy, które nadano najdrobniejszym nawet elementom statku! Do tej pory nie poznałem nawet połowy z tych terminów; zresztą, nawet doświadczonym żeglarzom zdarza się je zapomnieć, a wtedy, gdy właściwa nazwa przedmiotu umyka z ich pamięci zwą ją kurzą łapką lub gadżetem, albo i dynksem, czy też tym-tamtym, a nawet wihajstrem – tak po prostu pro tempore, sam rozumiesz, panie.)

Comments (21) to “Inspektor Gadżet”

  1. Wpisuję się do Ciebie z sympatii, bo mało mogę powiedzieć na ten temat. W Twoim tekście rzuciła mi się w oczy potęga polskiej składni. Nie musiałeś podkreślać, że to nie chodzi o zamek z wieżami, bo wtedy byłoby: “oznacza jeden z elementów zamku”.
    A tak nawiasem mówiąc, mam niby patent żeglarski, a nie mogłem spamiętać nazw ze zwykłej żaglówki, co dopiero rozróżnić trumselreję od bombramrei. Pzdr

  2. W moim PWN-owskim słowniku poprawnej polszczyzny (2000 r.) jest tak:
    “zamek (urządzenie zamykające) -mka (a. -mku), -mkiem; -mki, -mków”
    Chociaż masz rację o tyle, że rzeczywiście w odniesieniu do “urządzenia zamykającego” formę “zamku” słyszy się rzadziej. A wyjaśnienie dodałem, bo pisząc coś ostatnio sam sprawdziłem jak ta odmiana wygląda i mnie zaskoczyło. Wolałem więc podmuchać na zimne…

  3. To “gadjet” widać jeszcze w polskim. W końcu jeszcze zdarza się usłyszeć kupiłem sobie fajny “gad?et”. Gdzie pisownia angielska wymaga już wyraźnego ?

  4. Chciałem napisać coś mądrego i odkrywczego używając nawet alfabetu fonetycznego. Ale, że się wordpress zbuntował, to nie będzie. Niczego nie będzie, że tak cytatem rzucę.

    A chciałem powiedzieć, że gadjet u nas jest jeszcze czasem spotykany w wymowie. Czasem da się usłyszeć “kupiłem sobie >>gadrzet

  5. No i napisałeś odkrywczo – Zwłaszcza starsi ludzie mówią w ten sposób. Pewnie tak wtedy uczono. Swoją drogą ciekawe, czy są ludzie, którzy słowo “dżet” wymawiają “d()żet”…

  6. czy pisząc “dżet” chodzi ci o strumień materii wyrzucany z ogromną prędkością z aktywnego obszaru, najczęściej aktywnego jądra galaktyki lub gwiazdy?

  7. LOL -właśnie o to :)
    http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=d%BFet&sourceid=Mozilla-search&od=0

  8. My się nie zrozumieliśmy. Po pierwsze ja Ci niczego nie zarzucałem, pisałem tylko o potędze polskiej fleksji.Skoro pisałeś słowo “zamka” było wiadomo, że chodzi o zamykanie, gdyż w wypadku tego z basztami użyłbyś slowa “zamku”. A tak to było wszystko jasne, o jaki zamek chodziło. A w ogóle to drobiazg.
    Sprawa przenosin wyrazów pomiędzy jezykiem angielskim a polskim trwa od 30 lat. Zazwyczaj jest to walka pomiędzy fundamentalistami języka angielskiego a potocznością. W latach 70. pracowałem jako programista i olbrzymie kłótnie (dla dzisiejszej młodzieży kompletnie niezrozumiałe) były, czy komputer wymawia się tak jak teraz (moje zwyciężyło), czy kompjuter. Ostatnio moja siostrzenica mnie poprawiła mówiąc, że nie może znieść takiego wymawiania wyrazów, a ja powiedziałem “recykling” zamiast z angielska. Te kłótnie będą zawsze.

  9. Ojjj, duużym błedem jest twierdzenie, że język polski zaczął zapożyczać z języka angielskiego dopiero 30 lat temu.
    W końcu jeździmy na rowerach, żeby tak z kapelusza pierwszym przykładem rzucić.

  10. Torlin: Wiem, że mi niczego nie zarzucałeś, ale pokazałem ci hasło ze słownika, z którego wynika, że gdybym napisał “zamku” to nadal pozostawałaby wątpliwość. A w ogóle to drobiazg :)

    A kłótnie zdarzają się chyba tylko do momentu, w którym dane słowo nie zostaje wchłonięte do naszego języka. Teraz przecież już nikt nie powie “kompjuter”. Ale za to są inne kłopotliwe terminy…

    No i ja też mówię “recykling” :)

  11. pmk: tego Torlin nie napisał…

  12. to widać moja nadinterpretacja zdania “Sprawa przenosin wyrazów pomiędzy jezykiem angielskim a polskim trwa od 30 lat.”
    Kłaniam się nisko i proszę o wybaczenie.

  13. pmk: za dużo pracy ;)

  14. PMK!
    Może u mnie był to za duży skrót myślowy. Ja napisałem “Sprawa przenosin”, a nie “przenoszenie”. Mnie się wydaje, że ten problem zaczął się nawarstwiać w latach 70. ubiegłego wieku, wraz z weekendem, video, radarem, laserem, bo wcześniej łykaliśmy to jak indyki: dancing, parking. Ale bywa też proces odwrotny, za moich młodych lat normą było wymawianie “Czikago”, a teraz popularniejsza jest moim zdaniem wersja amerykańska.

  15. ależ “Czikago” jest właśnie amerykańskie.
    Pochodzi to od indiańskiego “Chigagou”, czyli pola cebuli (słyszałem też wersję o “miejscu gdzie mieszka dużo skunksów”)

    To my Polacy ubezdźwięczniamy angielskie “Cz” robiąc z niego “Sz” mówimy więc “Szikago”, “Szery” Coke itp.

  16. jeez! ja od tej pracy rzeczywiście już nie myślę. W pierś się biję, bom przed orkiestrę wyskoczył.

    Przyznaję wymowe Chicago to SI’kAg@U – z ludzkiego na nasze Szi’kagoł.

    Cóż, to com wcześniej napisał, zełgałem jak pies.

  17. A moim zdaniem najciekawszy jest i tak “wihajster”… Kiedyś miałem z tym potworny kłopot, bo w żadnym domowym słowniku go nie było, a nie wiedziałem jakie “h”.

  18. Zapamiętaj sobie, że “wihajster” to po prostu niemieckie “wie heisst er?” (Jak się toto nazywa?)

  19. jak się ON nazywa :)

  20. po niemiecku “on” ale po polsku powiedziałbyś raczej “toto” – albo “to”

  21. To juz prędzej zapamiętam “wihajster”… :D

Post a Comment
*Required
*Required (Never published)