A jednak się kręci czyli wojna płci

Jedną z większych zalet pracy tłumacza jest poznawanie innych światów. I nie – nie myślę o tym, że oglądając rzeczywistość z perspektywy obcego języka widzimy ją nieco inaczej. Chodzi mi o coś o wiele bardziej prozaicznego. Ta praca jak każda inna skłania nas do zajęcia się czymś, na co sami byśmy nigdy nie wpadli. W tym konkretnym wypadku bierzemy do ręki książki, po które jeśli już byśmy sięgnęli to najpewniej z braku innych pod ręką. I wcale nie dlatego, że to jakieś “złe książki”. Dlatego właśnie, że są z innego świata.

Pracuję ostatnio nad książką dla młodzieży w wieku gimnazjalnym, a żeby było śmieszniej to jest to rzecz skierowana do jej żeńskiej części . Słowem – literatura dla dziewczynek. Ostatni raz miałem okazję się z czymś takim zetknąć bodaj w podstawówce, kiedy czytałem “Godzinę pąsowej róży”.

I właśnie tłumacząc tę książkę czuję się jakbym znalazł się w jakimś obcym świecie.
Czego się dowiedziałem, a bałbym się zapytać?

- kobiety mają inną numerację obuwia, niż mężczyźni.

- tak samo jak chłopcy w pewnym wieku dziewczynki martwią się (albo cieszą) rozmiarami pewnych części ciała. Co więcej – one martwią się dużo wcześniej, bo ich organizmy dojrzewają w bardziej widoczny dla otoczenia sposób.

-13 latki wiedzą, kim jest gej i lesbijka, a co więcej mają na ten temat cały zestaw opinii.

- Prawdziwa młoda dama nie lubi chodzić na imprezy więcej niż trzy razy w tym samym stroju.

Itd. itp. Podejrzewam, że więcej zdziwień czeka mnie po drodze.

I nawet nie o to chodzi, że tego wszystkiego nie wiedziałem. Myślę, że wiedziałem, albo się przynajmniej  domyślałem. W końcu można – zachowując konieczne proporcje – przełożyć powyższe punkty na zachowania dorosłych kobiet.

Najważniejsze jest jednak to, że gdybym nie tłumaczył nigdy nie dotknął bym tego wszystkiego tak namacalnie. Nie przeczytałbym tej książki a już na pewno nie starałbym się wyobrazić sobie “jak bym powiedział to-a-to, gdybym był polską 13latką”. Nie wczuwałbym się w problemy dorastających kobiet, nie myślałbym o tym.

Być może podsumowanie jest banalne. Książki uczą.

P.S. Czy ktoś może wie jak gimnazjalistki mówią na “kosmetyki do pachnienia”? Ubrania to np. “ciuchy” a perfumy, wody toaletowe i inne takie pachnidła?

P.P.S. “Alicja w krainie czarów” nadal spokojnie czeka

Comments (2) to “A jednak się kręci czyli wojna płci”

  1. Ja jush słyszałam (wiadomo gdzie) “perfumik” i po prostu “perfumki” (perfoomki?) , “milusie” zresztą. Ale generalnie chyba nie mają dziś dziewczynki żadnych nowych słów na kosmetyki.

  2. O! To urocze – zwłaszcza perfumki (z łac. perfumare – poprosić o papierosa). A “zapach” – ja wymyśliłem że dwie panienki kupią trzeciej “zapach”?

Post a Comment
*Required
*Required (Never published)