1… 2… 3… Próba klawiatury

Milady nie zaprzeczy chyba, Milady zechce potwierdzić – to nie było zaplanowane spotkanie. To w ogóle nie było spotkanie. Otarcie się raczej, bliższe raczej otarciu łez niż ocieraniu się zmysłów o zmysły. Na ulicy. Zupełnym przypadkiem, choć przecież innej możliwości -  jak dowodnie pokazuje Pseudo-Lukianus w “Terpischydorze” – nie ma. I nie, nie będziemy się nad tym rozwodzić. Pomyślimy może tylko, że przecież to dobrze, żeśmy się z Milady nie spotkali. W zasadzie strach pomyśleć, co mogłoby się stać gdybyśmy… I nie, nie będziemy też tego żałować. W końcu jak się jest człowiekiem, to jest się tylko swoją własną przyszłością.

Może warto czasem przeczyścić stare srebra. O ile – oczywiście – ktoś takowe posiada. I to nasze nie-spotkanie właśnie tak zadziałało. Jak ściereczka z mikrofibry, czy innego cudu kosmicznej technologii z TV Shopu rodem na rodowe srebra. Zabłysnęliśmy? O nie! Inaczej! Schowaliśmy się do szuflady. Czyści i odłożeni na rok. Zaczekamy, aż ktoś może kiedyś znowu nas przeczyści. Odkurzy.

Comments (1) to “1… 2… 3… Próba klawiatury”

  1. (P.S. Tymczasem wydawało się zupełnie naturalne przejść na drugą stronę ulicy i zdecydować się na dłuższą drogę wschodnią aleją. I skoro, będąc jedyną córką swych ubogich rodziców, pozbawioną interesujących się nią przyjaciół, skoro łatwiej jest myśleć niż istnieć, uznała idiotycznie, że to przypadkowe spotkanie jest najmniej przypadkową rzeczą, jaka mogła jej się przytrafić.
    A teraz, gdy wszystko się łączy, wszystko się zamyka, można to już tylko napisać.)
    Ładne.

Post a Comment
*Required
*Required (Never published)