1… 2… 3… Próba klawiatury

Milady nie zaprzeczy chyba, Milady zechce potwierdzić – to nie było zaplanowane spotkanie. To w ogóle nie było spotkanie. Otarcie się raczej, bliższe raczej otarciu łez niż ocieraniu się zmysłów o zmysły. Na ulicy. Zupełnym przypadkiem, choć przecież innej możliwości -  jak dowodnie pokazuje Pseudo-Lukianus w “Terpischydorze” – nie ma. I nie, nie będziemy się nad tym rozwodzić. Pomyślimy może tylko, że przecież to dobrze, żeśmy się z Milady nie spotkali. W zasadzie strach pomyśleć, co mogłoby się stać gdybyśmy… I nie, nie będziemy też tego żałować. W końcu jak się jest człowiekiem, to jest się tylko swoją własną przyszłością.

Może warto czasem przeczyścić stare srebra. O ile – oczywiście – ktoś takowe posiada. I to nasze nie-spotkanie właśnie tak zadziałało. Jak ściereczka z mikrofibry, czy innego cudu kosmicznej technologii z TV Shopu rodem na rodowe srebra. Zabłysnęliśmy? O nie! Inaczej! Schowaliśmy się do szuflady. Czyści i odłożeni na rok. Zaczekamy, aż ktoś może kiedyś znowu nas przeczyści. Odkurzy.

Niektórym się po prostu chce…

Znalazłem genialne miejsce. Faceci w przepyszny sposób łączą ideę blogowania z pracą tłumaczy i czymś, co można by chyba – górnolotnie – nazwać “krzewieniem kultury wyższej niż niższej”.

Panowie i panie – przedstawiam The Diaries of Franz Kafka, czyli po prostu dziennik Kafki tłumaczony notka po notce na angielski i publikowany w formie bloga.  Dostępna jest także  wersja niemiecka.  Pomysł tyleż prosty, co piękny.

Siostrzanym blogiem DFK jest tworzony na podobnej zasadzie dziennik Samuela Pepysa
Ten co prawda tłumaczony nie jest, ale za to na pierwszy rzut oka udaje autentyczny blog i gdyby nie siedemnastowieczne daty…

Zastanawiam się, czy nie mamy u nas czegoś, co warto by było…

Jak ładnie kląć po polsku? – wpis od lat 18

Czytając jakiś czas temu wpis na blogu Jerzego Sosnowskiego uderzyło mnie coś, co gdzieś już od dawna mnie drażniło.

  – W jaki pieprzony sposób? ? spytał szorstko. ” *

Nie wiem. Może wychowywałem się wśród ludzi, który mieli po prostu inną tradycje przeklinania niż kolega, który przekładał ten fragment. Pewnie wychowywałem się też wśród ludzi, którzy klęli inaczej niż wielu innych tłumaczy.  Oni bowiem – najwyraźniej – wychowywali się wśród ludzi, którzy klęli po angielsku, tyle że przez kalkę.

Ja wiem, że “fucking” znaczy “pieprzony“. Wiem, że  Anglosasi wtłaczają to słowo gdzie popadnie. Zdarza się im je wtłaczać zupełnie dosłownie – na mocy zjawiska zwanego Expletive infixation tworzą sobie słówka typu “un-fuckin-believable“  ale – tak samo jak nie powiemy po polsku “nie pieprzony do wiary” nie powinniśmy też używać tego słowa jako przecinka.

Smutna prawda jest taka, że Anglosasi mają w porównaniu z nami – Polakami dużo mniejszy wybór przekleństw. Można jednak – z dużą dozą prawdopodobieństwa – założyć, że tym swoim ograniczonym asortymentem słów wyrażają podobnie szeroki zakres przeżyć i emocji co my. My natomiast w roli ‘przecinka’ używamy m.in następujących słów i zwrotów:

- kurwa

- do cholery

- do diabła

- do diaska

… do wyboru do koloru – w zależności od tego KTO klnie, do KOGO się odnosi i O CZYM rozmawiają możemy sobie wybierać:

- Niby, kurwa, jak? ? spytał szorstko.

- W jaki sposób, do cholery? – spytał szorstko.

- Tylko jak, do diabła? – spytał już mniej szorstko niż poprzednio… 
Chrońmy polskie wiązanki!

P.S. Dziękuję za natchnienie Pani Malwince.
* – Philip K. Dick: Płyńcie łzy moje, rzekł policjant, tłum. Zbigniew A. Królicki, Poznań 1996, s.112.

Polska jenzyk trudna jenzyk

Bardzo mi się podoba dbałość ekipy Microsoftu o czystość naszego ojczystego języka. Z żelazną konsekwencją chłopaki dbają między innymi o to, żeby nadmiernie nie przeklinać:

word

a także o to, żeby posługiwać się w miarę współczesną polszczyzną. Archaizmy won:

word2

W nawiązaniu…

…do poprzedniego posta. Z pomocą przychodzi życie i – jak zwykle – sieć.
Być może zdarzyło się kiedyś wam widzieć/czytać jak gimnazjaliści/gimnazjalistki i inni młodsi niż starsi piszą w internecie. Być może nie udało wam się zrozumieć z tego ani słowa? Teraz na ratunek przychodzi Amanda. Działający w obie strony tłumacz…stron… WWW.

Dla przykładu ostatnia zajawka na KI przetrawiona przez nastoletni cybermózg Amandy:

W “nOwej faNTAStYCE” juSH wiOSNa. DO kiOsQOOF tRAfIłO nowE wyDaNie SPECYaLNe a F Nim pSHepyShnE OpowiadAnIE LUcIOOSA sHePArda.

Miłe złego początki…

A jednak się kręci czyli wojna płci

Jedną z większych zalet pracy tłumacza jest poznawanie innych światów. I nie – nie myślę o tym, że oglądając rzeczywistość z perspektywy obcego języka widzimy ją nieco inaczej. Chodzi mi o coś o wiele bardziej prozaicznego. Ta praca jak każda inna skłania nas do zajęcia się czymś, na co sami byśmy nigdy nie wpadli. W tym konkretnym wypadku bierzemy do ręki książki, po które jeśli już byśmy sięgnęli to najpewniej z braku innych pod ręką. I wcale nie dlatego, że to jakieś “złe książki”. Dlatego właśnie, że są z innego świata.

Pracuję ostatnio nad książką dla młodzieży w wieku gimnazjalnym, a żeby było śmieszniej to jest to rzecz skierowana do jej żeńskiej części . Słowem – literatura dla dziewczynek. Ostatni raz miałem okazję się z czymś takim zetknąć bodaj w podstawówce, kiedy czytałem “Godzinę pąsowej róży”.

I właśnie tłumacząc tę książkę czuję się jakbym znalazł się w jakimś obcym świecie.
Czego się dowiedziałem, a bałbym się zapytać?

- kobiety mają inną numerację obuwia, niż mężczyźni.

- tak samo jak chłopcy w pewnym wieku dziewczynki martwią się (albo cieszą) rozmiarami pewnych części ciała. Co więcej – one martwią się dużo wcześniej, bo ich organizmy dojrzewają w bardziej widoczny dla otoczenia sposób.

-13 latki wiedzą, kim jest gej i lesbijka, a co więcej mają na ten temat cały zestaw opinii.

- Prawdziwa młoda dama nie lubi chodzić na imprezy więcej niż trzy razy w tym samym stroju.

Itd. itp. Podejrzewam, że więcej zdziwień czeka mnie po drodze.

I nawet nie o to chodzi, że tego wszystkiego nie wiedziałem. Myślę, że wiedziałem, albo się przynajmniej  domyślałem. W końcu można – zachowując konieczne proporcje – przełożyć powyższe punkty na zachowania dorosłych kobiet.

Najważniejsze jest jednak to, że gdybym nie tłumaczył nigdy nie dotknął bym tego wszystkiego tak namacalnie. Nie przeczytałbym tej książki a już na pewno nie starałbym się wyobrazić sobie “jak bym powiedział to-a-to, gdybym był polską 13latką”. Nie wczuwałbym się w problemy dorastających kobiet, nie myślałbym o tym.

Być może podsumowanie jest banalne. Książki uczą.

P.S. Czy ktoś może wie jak gimnazjalistki mówią na “kosmetyki do pachnienia”? Ubrania to np. “ciuchy” a perfumy, wody toaletowe i inne takie pachnidła?

P.P.S. “Alicja w krainie czarów” nadal spokojnie czeka