James B(ł)ond

Donosiliśmy już o paru dziwnych rzeczach, które można zauważyć w najnowszym filmie o agencie 007. To jednak nie pierwszy (i miejmy nadzieję, nie ostatni) Bond, w którym nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Dowód? Proszę

Dlaczego nie kochamy statystyki?

Józef Stalin zwykł mawiać, że śmierć jednostki to tragedia, ale śmierć milionów to statystyka. Z każdą kolejną katastrofą, w której giną ludzie okazuje się, że nie był daleki od prawdy.

kopalni “Halemba” zginęło 23 ludzi. Prezydent ogłosił żałobę narodową. Dziennikarze rzucili się na zimne ciała ofiar i ciepłe jeszcze ciała tych, którzy w tragedii kogoś stracili. Przez kilka dni temat nie zejdzie z czołówek telewizyjnych i prasowych. Media elektroniczne nie muszą już mówić o zbliżających się Mikołajkach – jest lepszy temat. My sami skłonni jesteśmy myśleć – “Jakie to straszne”.

Tymczasem w październiku 2006 na polskich drogach zginęło 547 osób. Daje to smutny wynik 18 ludzi dziennie. W pierwszej połowie 2006 całkowita liczba ofiar wypadków drogowych wyniosła 1981 osób.

W przeliczeniu daje to około 18 ludzi dziennie – jedynie o pięć istnień mniej, niż w kopalnianym wypadku.

Ci, którzy ponieśli śmierć w wypadkach mają jednak dużo gorzej. Prezydent nie opłakuje. Media wymieniają ich dla spokoju tylko – między reklamami, a prognozą pogody.

Dzieje się tak między innymi dlatego, że w naszej świadomości  nie giną razem (choć to nieprawda), nie giną w nieludzkich warunkach (to tym bardziej nieprawda) i przede wszystkim nikt nie myśli o nich jak o jednostkach. Górnicy to co innego. Lubimy sobie obejrzeć zapłakane twarze osieroconych dzieci i owdowiałych kobiet. Dzięki masowej akcji mediów nie są statystycznymi punktami. Możemy sobie pomyśleć  – “taki porządny chłop, a tak okrutnie zginął.”

Bo już np. los kilkorga ludzi, którzy zginęli w dachującym samochodzie zabici ciałem współpasażera, który jako jedyny nie zapiął pasów, nie jest tak okrutny. Tak samo jak los dziewczynki której oderwało głowę, bo ktoś wypił i wsiadł za kierownicę.
Według nas.

Shaken or stirred? I don't give a damn

Tak więc premiera nowego Bonda jest za nami. Byliśmy tam i oto, co zobaczyliśmy:

Nowy aktor w roli 007

Przez początkowe minuty seansu nie mogłem opędzić się od, zasugerowanego przez “Politykę” wrażenia, że facet wygląda jak Putin. Dziwnie ogląda się pierwszą scenę akcji, w której bierze udział sam prezydent. Ale to mija. Najogólniej rzecz ujmując – nie przeszkadzają jego niebieskie oczęta, ani też blond fryzura. Gra trochę sztywno, lecz sądząc z reakcji kobiet, ta “sztywność” to “męskość” (dwuznaczność nie zamierzona – przyp. red.) Zupełnie jednak nie udało mi się dostrzec “psychologicznej głębi” jaką Daniel Craig miał wnieść w postać. Bond jak Bond. Dużo bardziej w stylu Connery’ego niż Moore’a, ale to – po panu Barbie Brosnanie – zaleta.

Prequel? 

“Casino Royale” miało w założeniu być filmem, w którym dowiemy się w jaki sposób 007 dostał swoje dwa zera, jak pokochał martini & vodka shaken not stirred i skąd u niego uwielbienie do marki Aston Martin oraz pogarda w stosunku do kobiet. I rzeczywiście – dowiadujemy się tego. Co więcej wątki te – może poza jedną, romantyczną, “dłużyzną” podane są z polotem i humorem, a nawet autoironią (np. w poprzednich filmach kobiety-ofiary agenta często pojawiały się, niczym Wenus z morskiej piany, wychodząc z morza. W “Casino Royale” są dwie identyczne sceny, tyle, że zamiast kształtnej piękności z fal wynurza się sam Bond.)

Zastrzeżenie jest jedno. Skoro film opowiada o przeszłości to dlaczego dzieje się współcześnie? Skąd laptopy, komórki, 9/11, nowa M? Kilka osób (w tym ja) podejrzewa, że  ma to być początek “nowej serii” przygód 007 – na wzór kilku równoległych serii komiksowych superbohaterów. Jak będzie – zobaczymy?

Mięso

Świetne sceny walki. PMK zasugerował, że reżyser naoglądał się  nowej “Tożsamości Bourne’a” i rzeczywiście. Walki wręcz są świetnie nakręcone, dynamiczne, ładne choreograficznie i czuć, że uderzenie to uderzenie. Za to piątka. To samo dotyczy pościgów, nieodłącznej gadżeterii i “nadnaturalnych” sił życiowych bohatera (Bond w godzinę po zawale wywołanym trucizną pije spokojnie wino w towarzystwie prześlicznej Evy Green). Brak więc odstępstw od kanonicznych zasad serii.

Grande Finale 

Film dobry, podejrzewam nawet, że może się spodobać osobom, które do tej pory nie widziały ani jednego filmu o 007. Najciekawsze są jednak pytania, jakie stawia. Czy następny będzie taki sam? Czy nowy aktor się “przyjmie”? Czy twórcy postarają się (i w jaki sposób) wybrnąć z anachronizmu zdarzeń? Cóż…Kolejny Bond na wejść na ekrany już w 2007

Fletcher, Chomsky i pająki

No więc jednak żyję. Przetrwałem wybory do samorządu lokalnego, nagłe ochłodzenia i wieszanie nowych zasłon. To wszystko jednak kiepskie tłumaczenia długiego braku aktywności.

Spieszę więc donieść, że ekpia Komerski Info odbyła daleką podróż na Hawaje w celu przeprowadzenia panelowej dyskusji z Noamem Chomsky’m, czego ślad uwieczniła kamera lokalnej stacji telewizyjnej.

chomsky

(Gdyby ktoś miał wątpliwości to spieszymy z objaśnieniem, że Chomsky to ten BEZ nakrycia głowy)

Na głównej stronie KI donosiliśmy już zdaje się o możliwości (jeżeli jest się fanem Diablo i nie oczekuje od słowa pisanego wyłącznie egzystencjalnych uniesień) zamówienia Pajęczego Księżyca. Co do kolejnych publikacji związanych z KI będziemy was oczywiście informować.

Na tym kończymy część autopromocyjną i przechodzimy do fantastycznej funkcji mojego ulubionego słownika online OneLook. Otóż, nie dalej jak wczoraj, odkryłem tam tzw. reverse dictionary – od razu uprzedzam, że nie wiem, czy to nowa funkcja, czy stara, ale nie o to tu chodzi. Otóż po wejściu do owego reverse dictionary wpisujemy definicję, a mądre skrypty OneLooka wynajdują nam odpowiednie, angielskie słowo. Czy to działa? Cóż. Przeprowadziłem swój tradycyjny Test Fletchera ™ i okazuje się, że działa. Na czym polega ów test? Fletcher to w narzeczu Williama S. i Christiny A. “strzałorób”, “rzemieślnik wytwarzający strzały”. Sztuczka polega na tym, że nie każdy słownik o tym wie (skądinąd PWN-Oxford – wydanie elektroniczne też nie wie.) A reverse dictionary wie! Po wpisaniu weń “arrow maker” wywala jak wół, na pierwszym miejscu naszego “fletchera”.

Inny słownik, który pojawił się w Sieci, Testu Fletchera ™ nie przechodzi, ale wspomnieć warto, bo Ninjawords został oparty o technologię AJAX, co oznacza między innymi, że jest szybki, geeky, i modny i cały Web 2.0. Rzeczywiście ładnie wygląda, podoba mi się jego typografia, no ale bez fletchera? Fuj!

P.S. Połączone ekipy Komerski Info i PM Komiks wybierają się na nowego Bonda. Recenzji należy się spodziewać. Będzie też (być może) słów parę o nowym Tomie Waitsie a kto wie, może i o Stingu.

Znalezione w Sieci

Dostałem na GG link do następującego posta z bliżej niezidentyfikowanego forum. Oto i jego treść, która powinna stać się mrocznym memento dla każdego kto już zna angielskie słowa i próbuje znajdować ich polskie odpowiedniki:

W powieści szpiegowskiej (Piąta Miedzynarodówka) znalazłem określenie, które
całkowicie nie pasuje do kontekstu: “Dobrzy Chrześcijanie”.

Wyszperałem w bibliotece oryginał (The Fifth Internationale) a w nim, w miejscu
gdzie w polskim tłumaczeniu znajdują sie “Dobrzy Chrześcijanie” było:
“Christians In Action”.

Drodzy tłumacze literatury szpiegowskiej: “Christians In Action” to slangowe,
pejoratywne określenie pracowników Centralnej Agencji Wywiadowczej, używane
przez inne służby, np FBI itd.

Śliczne.

Szekspir, humor i kieliszek wina

No więc wybrałem się wczoraj do teatru. Lekarz zalecił mi spacery (tzn. bieganie właściwie, ale pozwoliłem sobie na drobną dekonstrukcję tekstu) i łącząc pożyteczne z przyjemnym poszedłem do Starej ProchOFFni, gdzie wystawiano “Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco tylko skróconej wersji)”

Nie owijając w bawełnę – bawiłem się setnie. To przedstawienie to pół-teatralna, pół-kabaretowa zabawa z tekstami Szekspira. Trzech aktorów tworzących “Polish Szekspir Company” gra samych siebie, starających się odegrać w ciągu niecałych dwóch godzin wszystkie dramaty geniusza ze Stratfordu. Pełno tam odwołań, kpin z potocznej (nie)znajomości tych sztuk, żartów bardziej zawiłych i bardziej prostych. W którymś momencie nad sceną pojawia się duch samego Willa. Makbet jest góralem z Podhala. “Otello” zostaje wyrapowany w duchu politycznej poprawności (to akurat najmniej oryginalna część spektaklu) i okazuje się, że “Hamleta” można wystawić w dwie minuty.

Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że całemu przedstawieniu towarzyszy duch elżbietańskiego teatru, teatru, który nie był jeszcze na poły zapomnianą rozrywką dla nowobogackich, ani też źródłem w którym piją z samozadowoleniem młodzi intelektualiści, którzy za trzy lata trafią w tryby korporacji. Teatr, ktory proponują panowie z “Polish Szekspir Company” to smakowita zabawa (zresztą z aktywnym udziałem publiczności), zabawa niczym nie skrępowana, totalna i oczyszczająca. Zabawa dla wszystkich, co nie musi oznaczać debilnych tańczących w TVN starletek, ani tym bardziej roześmianych bliźniaków w telenowelach.
Drugim duchem patronackim spektaklu jest wyraźna wg mnie inspiracja Monty Pythonem i jak sądzę każdy kto narzeka na “czasy w których można bezkarnie powiedzieć starej kobiecie NI” byłby “Dziełami wszystkimi…” zachwycony, ale nie o tym chciałem…

Wróciłem do domu i spojrzałem w Sieć. Znalazłem tam między innymi taką recenzję.

Zacytuję dwa kluczowe zdania:

  • Obserwując roześmiane twarze widzów zastanawiałam się tylko, czy to ja nie mam poczucia humoru, czy po prostu siedziałam wśród ludzi, których bezwzględnie wszystko śmieszyło.
  • Miejscami dowcip stawał się wprost niesmaczny i prymitywny.

Znowu, jak w przypadku pana krytyka o którym pisałem wcześniej, nie mam pojęcia, dlaczego ta pani zajmuje się teatrem. Ja nie jestem wybitnym znawcą tej sztuki, ale wydaje mi się, że nie powinno się oceniać takich przedsięwzięć pod kątem własnego poczucia humoru – lub jego braku, co zdaje się podejrzewać u siebie sama autorka miażdżącej recenzji. Ale nie ma to jak usiąść w wysokiej wieży z kości słoniowej, spojrzeć w dół i wyrokować. Nie znam pani Katarzyny Wierzbickiej, ale w takich wypadkach zawsze mam ochotę zaproponować delikwentowi (tce) kieliszek wina, spacer z psem, walkę na poduszki (z tym trzeba uważać w momencie składania propozycji) i obejrzenie kilku odcinków South Park. Ech…wot żyzń
Zdecydowanie “Dzieła wszystkie…” polecam. Sam mam ochotę zobaczyć (tego samego autora) “Biblię w nieco skróconej wersji”.

kilka zdjęć z przedstawienia