Cytata z Digga, futbol i trochę prywaty

Co to jest Digg tłumaczyć chyba nikomu specjalnie nie trzeba. To, że można natrafić tam na ciekawe informacje też jakoś nie dziwi. Ale żeby komenatrze powodowały, że zwijam się w uśmiechu?

Oto, co niejaki (niejaka?) Moisie napisał (napisała?) w komentarzu do artykułu o tym, dlaczego Amerykanie nie lubią piłki nożnej. Nie wiem skąd to, nie wiem czy to oryginalny wytwór jego (jej) wyobraźni, ale tekst przecudowny (o ile ktoś słyszał parę wywiadów z trenerami piłkarskimi i ma jakie takie pojęcie o pięknej grze) Zdaje się, że znalazłem sobie nowego translatorskiego Graala. Przełożyć to.

A.S. Obiecałem prywatę oto i ona – mój nowy przekład.

A oto obiecana słodkość:
Football Commentator: Well, Ron Manager, once again the pace and the tempo of that first half totally dictated by the boy wonder, Ryan Giggs.
Ron Manager: Cor, Ryan Giggs, you know? Giggsy, isn’t it? Mmm? Giggsy-wiggsy? Mmm? Oh! Ryan-y Giggsy-wiggsy. Isn’t it? You know, marvellous.
Tommy: Is he the new George Best?
Ron Manager: Is George Best the old Ryan Giggs? But Giggsy-wiggsy. Precocious talent, isn’t he? Mmm? Ooh, got it all, you know? Speed, acceleration, sweet left foot, all the tricks – the dummy, the drop of the shoulder, the shimmy, nutmeg, jiggery-pokery, hocus pocus, abracadabra, I wanna reach out and grab ya. Steve Miller Band? Spin Doctors? Ooh, very similar.
Football Commentator: Thank you, Ron. Now, Tommy, it’s interesting to see the diamond formation being used again.
Ron Manager: Diamond formation? Does anyone really know what that is? I mean, at least you knew where you were with Alf Ramsey’s wingless wonders. You know? 4-4-2, 4-2-4, 4-3-3… 0898 654000, freephone double glazing?
Football Commentator: You’ve lost me there, Ron. Not sure about that particular formation. But, Tommy, do we need structure? Look at the Brazilians.
Ron Manager: Oh, those Brazilians, you know? Circa 1970? Broke the mould. Theory out the window. Free expression of football. Uncategorisable. Is that a word? It is now! You know? Far cry from small boys in the park, jumpers for goalposts. Rush goalie. Two at the back, three in the middle, four up front, one’s gone home for his tea. Beans on toast? Possibly, don’t quote me on that. Marvellous.

Życie, Darwin i cała reszta

Ciekawym zbiegiem okoliczności stało się, że wraz z wkroczeniem do polskiej debaty publicznej sporu między kreacjonizmem a ewolucjonizmem (całe poprzednie zdanie uznać należy za daleko posunięty eufemizm, bo ani to “spór” ani tamto “debata” – no ale słowo się rzekło) Anglicy udostępnili online całość spuścizny Darwina. Synowie i córy Albionu stojące za tym projektem nie mają nawet pojęcia, jak bardzo źle robią. Publikując tego typu wywrotowe (w końcu mamy XXI wiek a nie jakieś Średniowiecze) dyrdymały wplątują się (czy lepiej – dowodzą, że od dawna wplątani byli) w Układ. Cóż…nie dość, że goszczą na swej wysepce milion zdrajców IV RP to teraz i to…Myślę, że niechybnie staną się celem kolejnej, sprawnie jak zwykle, realizowanej ofensywy dyplomatycznej naszego MSZ. A że z takowymi żartów nie ma przekonały się już mocarstwa tego rzędu co Niemcy, Rosja i Białoruś. Cóz…sami chcieli.

Kolejną rzeczą, która mnie ostatnio zafrapowała jest darmowa krytyka literacka. Cóż to za zwierzę? Otóż darmową krytykę literacką uprawia się w darmowych, rozdawanych na przystankach, skrzyżowaniach i stacjach metra dziennikach. Skorzystałem z chęci zabicia czasu ostatnio z takowego dziennika (nazwę zmilczę, bo i po co wymieniać) i czytam, a tam Krytyk (najwyraźniej czystej wody, gdyż dla wzmocnienia efektu raczył był wspomnień, że pisaniem to on zajmuje się zawodowo!) raczył ugodzić swym miodopłynnym ostrzem Masłowską.  A raczej nie Masłowską samą – takiego freudyzmu nie pochwalamy – co fakt nagrodzenia “Pawia królowej” nagrodą Nike. Można i tak. Można się nie zgadzać. Można też wymieniać swoich faworytów i wskazywać, że “im się należało” ale – do stu Pulitzerów – wypadałoby, zwłaszcza człowiekowi, który piórem na chleb powszedni zarabia, jakoś te swoje tezy uzasadniać.

Krytyk nasz tymczasem, owszem, wymienił swoich kandydatów (muszą być to tuzy niezmiernie wysokiej próby, gdyż taka szara mysz jak ja o większości nie słyszała) ale potem nastąpiła  lista argumentów przeciw Masłowskiej. (Wyliczam z pamięci)

  1. Masłowska jest młoda
  2. Masłowska pisze “dresiarską prozę”, choć sama zaprzecza, że jest dresiarą
  3. Masłowska klnie i psuje młodzież oraz Polskiego Czytelnika

Ręce opadają.

ad 1) Młodość, o ile pamiętam jest rzeczą godną pozazdroszczenia. Co więcej byli tacy autorzy (jak, nie przymierzając – Rimbaud) którzy pisali tylko za młodu, by potem stwierdzić, że pisanie jest bez sensu i czas zająć się czymś konkrentym jak np handel bronią  (jak, nie przymierzając – Rimbaud).

ad 2) Wobec braku (oczywiste przeoczenie, niezamierzony skrót myślowy) definicji pojęcia “proza dresiarska” choćby przez wykazania istnienia jakiejś, o wiele więcej wartej “prozy niedresiarskiej” nie czuję się godny dyskutowania.

ad 3) Domyślam się, że Sienkiewicz nie klął i dlatego właśnie Nobla mu dali. Przekleństwa to jednak betka! Okazuje się, że Masłowska ma tendencje iście samobójcze – psuje bowiem młodzież, sama młodą będąc! Przewrotna gówniara! Co do losów Polskiego Czytelnika jestem jednak spokojny. W końcu mając tak potężną siłę idei uosobioną w darmowym Krytyku, Polski Czytelnik ma przed sobie świetlaną jedynie przyszłość.

P.S. Komerski Info ogłasza quiz – Co to za dziennik i jak nazywa się Krytyk?

To geek or not to geek? – pułapka #1

Kraj się chwieje w posadach. Co światlejsi przedstawiciele władzy usuwają ze szkół teorię ewolucji z Gombrowiczem na dokładkę. Cham z warchołem dogadują się jak zwykle. A ja o dziwo zupełnie nie o tym.

Tłumacząc któreś z ostatnich zleceń (tekst z polskiego na angielski) natrafiłem na zdanie, które aż prosiło się, by mieć w sobie jedno z ulubionych słów Internetu – geek. Już, już miałem go użyć, kiedy krótka konsultacja ze znajomą wprawiła mnie w głęboką zadumę. Otóż, mówi moja koleżanka, “ty masz spojrzenie skrzywione przez Internet. Geek jest obraźliwe i nie ma prawa pojawić się w oficjalnym tekście.” Zagryzłem zęby (nieładnie kląć przy kobietach) i pomyślałem.

“Geek” wpisany do Google’a zwraca 88,900,000 wyników. Co drugi z moich ulubionych serwisów ma to słowo w nazwie. Większość facetów, którzy trzęsą współczesnym światem, to (także we własnej ocenie) geeks. Więc what the Hell?

Kolejne kilka myślominut i już wiedziałem. Pułapka polegała na zbytnim zawierzeniu jednemu źródłu informacji. Mając od dawna wdrukowany z Internetu obszar znaczeniowy geeka nie byłem świadomy, że istnieje rozpowszechniona w anglojęzycznym świecie, (nadal i chyba jednak “póki co”) negatywna konotacja tego słowa.

Wniosek #1: Nie tylko poszerzać samą znajomość języka, ale także poszerzać zakres żródeł, z których uczymy się języków.
Wniosek #2: Zawsze sprawdzać, także z innymi ludźmi, nie tylko w źródłach. – jak mawiał pewien redaktor – “Niby wiem, że Pana Tadeusza napisał Słowacki, ale i tak zawsze sprawdzam.”

Kilka cytatów z sieci a propos “geek being pejorative”:

  1. A computer geek is an obsolete pejorative stereotype for a student interested in computer science.
  2. Unlike the word “nerd,” which is always pejorative, “geek” often carries a positive connotation when used by one of the group.
  3. Because geek is no longer purely pejorative there are many self-labeled geeks who disagree over the use of the label.
  4. Growing up in Los Angeles, I seem to recall that ‘dweeb’ (same meaning as ‘nerd’ and geek‘, equally pejorative) was a favorite term among the surfer set.

Wniosek #3: Tylko geek myśli, że fajnie byc geekiem.

P.S. Tak zupełnie przy okazji – na Cranky Geeks (w wydaniu 30) znalazłem interesujący wywiad Johna C. Dvoraka (każdy geek wie co to za pan) z Neilem Gaimanem (tez kazdy wie). Miło się patrzy. Link bezpośredni

Wieczorniak…

Ten post dedykuję kawie, zielonej herbacie i innym używkom pozwalającym spracowanemu tłumaczowi dotrwać do końca założonej przez siebie (i wydawców – oby żyli wiecznie!), dziennej dawki pracy.

China Mieville, jeden z autorów, których miałem przyjemność tłumaczyć, sporządził, jak się okazuje, bardzo interesującą listę lektur pt. Fifty Fantasy & Science Fiction Works That Socialist Should Read. Ja sam fantastykę przestałem maniakalnie czytać gdzieś na poziomie rozwoju, który określam jako “późne liceum” ale nie miało to zupełnie nic wspólnego z, dajmy na to, uznaniem, że “nie warto, bo głupie.”

Okresy okresami, a zawodowo wypadło tę nieszczęsną SF/F czytać. Ba! Tłumaczyć. Szczęściem więc okazuje się, że nie zawsze  Bowiem imć Mieville, prócz nietypowego imienia (cool name for a cool guy – jak mawiał pewien bohater pewnej książki…a może filmu?) ma tzw. “pisane”. Pisze niezgorzej, a na dokładkę, głowę ma pełną niesztampowych pomysłów. Gdybym zdobył się na przeczytanie którejś z powieści CM (a są i u nas) powiedziałbym pewnie, że przypomina niejakiego Wiktora Pielewina (o nim w innym poście, mam nadzieję)

Wróćmy jednak do listy. Okazuje się, że Mieville wybrał książki nieliche. Część znam, o części słyszałem, wielu nie znam kompletnie. Ciekawostką jednak pozostaje pytanie co niektóre z tych utworów mają wspólnego z socjalizmem? Po pobieżnym przejrzeniu listy nie umiem znaleźć ich wspólnego mianownika. Być może mianownikiem jedynym jest umysł CM i zawarte w nim idee. Cóż – wypadnie przeczytać w miarę mozliwości wszystko i pogłówkować. Tymczasem idę.

P.S. Interesujące, że na liście CM – i to na niepoślednim miejscu – figuruje polski autor – Stefan Grabiński. Miło, że jak komuś chce się szukać to znajdzie i Grabińskiego.

Nowy pulpit

Jeśli ktoś dużo czasu spędza pracując na komputerze to po jakimś czasie zazwyczaj dochodzi do wniosku, że tzw. ładny wygląd pulpitu jest sprawą właściwie drugorzędną. Ja do pewnego czasu miałem “śliczną” tapetę, ikony rozmieszczone “autorozmieszczaniem” i wszystko było na pozór świetnie. No właśnie – na pozór. Przyjrzałem się pewnego sposobowi, w jaki zabieram się do pracy. Okazało się, że sporą ilość czasu zabiera mi oderwanie wzroku od obrazka na pulpicie i późniejsze wyszukanie interesującej mnie ikony.

Drugą sprawą było wynajdywanie na “ślicznym obrazku” ikon nowo zainstalowanych aplikacji. Też zawsze było nieco nużące i mało efektywne.

Poszedłem więc po rozum do głowy i olśniło mnie – pulpit to nie miejsce na prezentację dzieł sztuki, tylko miejsce pracy! I jako takie powinien być racjonalnie zorganizowany.

Uruchomiłem więc Photoshopa i po paru chwilach miałem już nową tapetę.

pulpit

Teraz organizacja/odnajdowanie ikon nie sprawia mi najmniejszych kłopotów.

Poszczególne pola używam na:

  • szare pole to miejsce na aplikacje, których nie potrzebuję mieć w quicklaunchu
  • pole zielone to miejsce na skróty do folderów (Moja Muzyka, Moje obrazy, Download) oraz dokumentów nad którymi aktualnie pracuję.
  • żółte pole to obszar zajmowany przez ikony systemowe.
  • a na niebieskim skróty do gier :)

To oczywiście tylko jedna z możliwości wykorzystania tego rodzaju organizacji pulpitu. Najciekawsze jednak jest to, że (przynajmniej w moim przypadku) to działa!

Let's get started

Witam. Niniejszym Komerski Info wzbogaciło się o prawdziwego bloga. Początki zazwyczaj bywają trudne, ale powinniśmy sobie z tym wspólnie poradzić.